Forza Italia #3

40

description

Magazyn o Serie A i włoskim Calcio. Numer trzeci - Lipiec 2016.

Transcript of Forza Italia #3

Page 1: Forza Italia #3
Page 2: Forza Italia #3

2

Page 3: Forza Italia #3
Page 4: Forza Italia #3

Urodził się w Rzymie w 1951, i to właśnie tam rozpoczął swoją zawodniczą karierę. Dla stołecznej Romy zagrał jednak zaledwie sześć razy. Najlepiej pamiętają go w Kalabryjskim Catanzaro, gdzie młody obrońca spędził większość swojej piłkarskiej kariery rozgrywając 225 meczów i strzelając 8 bramek w ciągu ośmiu lat. Później grał jeszcze w Catanii i Palermo, gdzie zakończył karierę. Raczej nie był piłkarzem najwyższych lotów, raczej typowym prze-ciętniakiem. Postanowił jednak zostać trenerem.

Przeciętne początki

Po krótkim epizodzie w prowincjonal-nym Campania Puteolana zdobył angaż w Cagliari, gdzie odniósł swój pierwszy sukces – awans do włoskiej elity. Kolej-nym przystankiem było Napoli, z którym nic ciekawego nie zdziałał, jednak miał już nazwisko, co zaowocowało kontrak-tem z Fiorentiną. W przeciągu czterech lat udało się Florentczykom pod wodzą Ranieriego ugrać dwa puchary Włoch. Kolejnym etapem kariery była Hiszpania. Tutaj również dopisywało włoskiemu trenerowi szczęście do pucharów. wadzona przez niego Valencia zdobyła Copa del Rey, oraz awansowała do Champions League, do czego dodać należy zwycięstwo w mało prestiżowym, nieistniejącym już Pucharze Interto. Ranieri utrzymywał jednak trend i wciąż zmieniał kluby. Z Valencji przeniósł się 300 kilometrów na zachód, do stołecznego Madrytu, gdzie objął Atletico. Tam trafił nak na ciężki okres. Drużyna

borykała się z problemami, a prezes klubu Jesus Gil, znany ze swojej niecier-pliwości do trenerów szybko pozbył się włoskiego taktyka. To był naprawdę czarny sezon dla Atletico, które spadło do Segunda Divison. Jeśli ktoś spojrzałby w tym momencie na CV naszego boha-tera, to raczej nie byłby pod szczegól-nym wrażeniem, ot trener jakich wielu, z drygiem do krajowych pucharów.

Przygoda z Chelsea

Tym bardziej dziwi, że odezwano się do niego aż z Anglii. W londyńskiej Chelsea planowano zwolnio-no innego Włocha, Gianlucę go, czło-wieka

o wiele bogat-szej historii zawodnniczej,

Page 5: Forza Italia #3

zarówno klubowej, jak i

reprezzent

ta-

cyjnej, w dodatku z rozegranymi 58 spotkaniami dla Chelsea. Ranieri przejął drużynę i szybko przekonał się, jak cięż-ko dla trenera ligą jest Premiership. Pierwszy sezon zakończył na szóstym miejscu, co dawało wtedy awans do Pucharu UEFA. W lecie dokonał czegoś, co prawdopodobnie dla kibiców Chelsea było największym osiągnięciem i sukce-sem ówczesnego trenera. Za kwotę 16

milionów Euro pozyskał dla drużyny piłkarza West Ham United, później-

szą legendę klubu Franka Lam-parda. Kolejny sezon to na-stępne rozczarowania. Kolejne

szóste miejsce w lidze i prze-grany z Arsenalem finał FA Cup.

Kibice tracili cierpliwość. Kolejny rok przyniósł czwarte miejsce w ta-beli i powiew świeżości. Klub przejął miliarder Roman Abramovic, który przekazał 120 milionów funtów na transfery. Ranieri mógł ułożyć zespół wedle własnego uznania. Nowe rządy przyniosły efekt w postaci najlepsze-go wyniku londyńskiego zespołu od 49 lat. Wicemistrzostwo, rekordy bramkowe, półfinał Ligi Mistrzów. Niezły wynik, jak na kogoś, kto był już tyle razy zwalniany. To było jednak

zbyt mało, zarówno dla nowego prezesa, jak i fanów oraz

dziennikarzy. Do Ranie-riego przyległ nowy

przydomek – „Tin-kerman”. Sło-

wo to

oznacza trenera, który nieustannie eks-perymentuje ze składem, nie szuka jego stabilizacji i wciąż zaskakuje swoimi wyborami. Abramovic miał już nowego trenera, człowieka, który miał stworzyć nową erę dla klubu i na zawsze nazna-czyć niebieskie koszulki mentalnością zwycięzców. Tym trenerem był Jose Mourinho, świeżo upieczony zdobywca Champions League z Porto, na które nikt przy zdrowych zmysłach nie wymieniał wśród faworytów do końcowego sukce-su.

Kolejne zwolnienia

Raneri musiał szukać nowego klubu. Objął ponownie Valencię, gdzie zastąpił Rafę Beniteza, który miał rozpocząć pisać swoją sagę w Liverpoolu. To nie był dobry powrót. Mimo świetnego początku, zdobycia Superpucharu Euro-py i wywalczeniu 14 punktów w 6 czach, nastąpił kryzys. Wina oczywiście spadła na Ranieriego i jego nieudany zaciąg piłkarzy z Serie A, oraz próbę kopiowania swojej pracy z Chelsea. Po katastrofalnym występie w europejskich pucharach Włoch został zwolniony po raz kolejny w swojej karierze. Po letniej przerwie w trenowaniu przejął na moment Parmę, by następnie zacząć trenować Juventus. Pierwszy sezon po powrocie do Serie A (po aferze calciopo-li) zakończony został na trzecim miejscu, za plecami Interu i Romy. Kolejny sezon przyniósł dwa zwycięstwa w Lidze strzów nad Realem Madryt, co dla odra-dzającej się potęgi Juve było znakomi-tym znakiem progresu. Juventus osta-

tecznie odpadł z rozgrywek po zaciętej walce z… Chelsea

Londyn. Wicemistrzo-stwo to było

zbyt mało, by

Page 6: Forza Italia #3

utrzymać swoją pozycję wobec dwóch kolejnych miesięcy bez zwycięstwa i Juventus przejął były piłkarz biancone-rich Ciro Ferrara. Kolejne zespoły Ranie-riego to Roma (wicemistrzostwo), z prowadzenia której zrezygnował, oraz Inter, z którego został zwolniony po serii fatalnych wyników. Czwartym krajem, w którym próbował swoich sił była Fran-cja. Awansował z tamtejszym Monaco do Ligue 1, gdzie następnie dokonał nie lada wyczynu zdobywając jako beniami-nek wicemistrzostwo Francji. Został jednak zwolniony ze stanowiska z dniem 20 maja 2014. Kolejna praca, której Ranieri się podjął była prawdopodobnie źródłem największego upokorzenia w jego karierze. 28 lipca 2014 objął repre-zentację Grecji by już kilka miesięcy później, w listopadzie zostać wyrzuco-nym z hukiem. Powodem była oczywi-ście fatalna gra byłych mistrzów Europy, ale gwoździem do trumny była porażka z Wyspami Owczymi, które wygrały tym samym swój pierwszy mecz od lat, a prasa nie miała litości. Reprezentacja okrzyknięta została „Titaniciem XXI wie-ku”, a sam Ranieri stał się wrogiem nu-mer jeden. Ale najlepsze chwile w jego życiu miały dopiero nadejść. W lipcu 2015 objął posadę pierwszego trenera w Leicester City, które stało się jego czter-nastym klubem w karierze!

Wielki powrót na wyspy

Nikt w niego nie wierzył, nikt nie wierzył w jego zespół. Bukmacherzy płacili 5000 do 1 za mistrzostwo Lisów. I tak na oczach całego piłkarskiego świata działa się historia, pisała piękna baśń, która będzie opowiadana wnukom dzisiejszych kibiców. Spisywana na stra-ty drużyna złożona z, mówiąc brutalnie, odrzutów z innych klubów, piłkarzy niechcianych lub zbyt słabych na grę dla mocniejszej ekipy, rozpoczęła swój marsz do zwycięstwa. W drużynie błysz-czały nowe gwiazdy ligi, takie jak Jamie Vardy czy Riyad Mahrez. Z „Tinkermana” Ranieri zmienił się, jak sam siebie okre-ślił w „Thinkermana”. Zaledwie 23 piłka-rzy wykorzystanych zostało do wykona-nia tej niemożliwej misji, jakże inaczej niż za czasów prowadzenia Chelsea. Pod koniec sezonu, przy okazji meczu z Chelsea, piłkarze londyńczyków utwo-rzyli szpaler dla nowych mistrzów, a szczególnie dla trenera, który jak po-wiedział Roman Abramovic „nigdy nie wygra Premiership”. Jednak to zrobił, a sam Rosjanin zapewnił Ranieriemu „standing ovation”. Ciężka praca i wspa-niała atmosfera w drużynie przyniosły efekty. Bo chyba atmosfera właśnie była kluczowym elementem tej kampanii. Podczas gdy przepłacane gwiazdy rywali były bezlitośnie ogrywane przez teore-tycznie słabszych rywali z King Power Stadium, piłkarze Lisów umacniali się w

poczuciu, że robią coś wielkiego. I co ważniejsze – że robią to razem.

Te słowa Ranieriego mówią wszystko – team spirit ponad nazwiska. Przez ko-lejne tygodnie, gdy Lisy prowadziły w tabeli trener raczył dziennikarzy cieka-wymi cytatami. Jeden z nich doskonale opisuje jego filozofie prowadzenia dru-żyny.

Po kolejnym meczu bez straty gola po-wiedział, że obiecał każdemu z ków pizze w nagrodę. Nietypowa forma motywacji zdawała egzamin. Jako żart na gwiazdkę, Ranieri kupił całej drużynie miniaturowe dzwoneczki, legendarne dzwoneczki, mające nie tylko rozbawić, ale także skupić uwagę zawodników.

„Nie chce dużych nazwisk w Leicester. Moi chłopcy są wyjątkowi. Musimy

sprowadzić kilku dobrych zawodników, ale ci którzy do nas trafią muszą czuć

ducha naszej drużyny.”

„Nie chce widzieć smutnych ludzi wokół siebie. To ważne byśmy pozostali razem,

uśmiechając się”.

Page 7: Forza Italia #3

Jeden z bohaterów zespołu Danny Drin-kwater opowiadał, że trener ma nawyk wydawania z siebie dziwnego dźwięku – „dili ding, dili dong”, który ma być ma-łym dzwonkiem nad głowami jego pod-opiecznych, mówiącym „skup się!”. Tak też zwracał się do dziennikarzy, gdy ci zadawali dziwne pytania zamiast doce-niać jego chłopców. Jednak Ranieri nie buja w chmurach. Ma świadomość, że to prawdopodobnie pierwszy i ostatni raz, gdy Leicester dokonuje sportowego cudu na przekór wszystkim.

Nikt w niego nie wierzył, gdy został wy-rzucony z kadry Grecji. Komentatorzy w

Anglii dzisiaj masowo przyznają się do błędu w setkach postów na portalach społecznościowych. Tymczasem to ten sam trener. Sam o sobie mówi:

Czego jeszcze może dokonać ten trener? Do niedawna jeden z najbardziej prze-cenianych, zatrudniany w topowych klubach bez żadnego uzasadnienia. Dzi-siaj sprawia wrażenie niedocenianego, człowieka, tych szans dostał za mało. Jak jest naprawdę? Kilka awansów z niż-szych lig, kilka wygranych w krajowych pucharach, zdarzały się wicemistrzo-stwa. Dopiero teraz tak naprawdę poka-zał, że jeśli chodzi o nieduże, kameralne drużyny, to jest czarodziejem. Przyszły sezon będzie dla niego kluczowy. W obronę mistrzowskiego tytułu wierzy prawdopodobnie jeszcze mniej ludzi,

niż wierzyło w pierwotny sukces. Na Lisy czeka gra w Lidze Mistrzów oraz wy-głodniali potentaci ligi angielskiej. Czy bajka może trwać? Dili ding, dili dong. Ranieri spróbuje, bo nic nie jest w stanie go w piłce zabić.

Adrian Caba

„To jest sezon, którego nie da się po-wtórzyć. W następnych rozgrywkach mam nadzieję, że będziemy walczyć o

miejsce w pierwszej dziesiątce. Musimy się nadal rozwijać i dobrze sobie radzić. Mam 64 lata i walczę przez całe życie, ale zawsze jestem pozytywnie nasta-

wiony.”

„Jestem tym samym człowiekiem, który został zwolniony przez Greków, bo ktoś

zapomniał, co osiągnąłem w mojej karierze. Jestem tym samym człowie-

kiem, który siedział na ławce Grecji. Nie zmieniłem się.”

Page 8: Forza Italia #3

To już jest koniec, nie ma już nic… Te znane wszystkim słowa piosenki nijak mają się do Serie A. Owszem, to koniec sezonu, ale zdecydowanie pozostawia on po sobie historyczne osią-gnięcia. Wciąż niedościgniony Juventus zdobywa piąty ty-tuł, prowincjonalne Sassuolo wita się z Europą, a legen-darna Parma znika ze sceny na naszych oczach… Do te-go wielkie osiągnięcie Higuaina i Buffona. Jaki był to sezon? Zapraszamy do lektury!

Przewidywania przedsezonowe były zgodne niezależnie od źródła – wygra Juventus. Tym większym zaskoczeniem mogła być już pierwsza kolejka sezonu, gdy faworyzowana Stara Dama uległa ekipie Udinese. Nie tego oczekiwano od drużyny, która wydała w lecie 125 mi-lionów euro na transfery… Przyjście takich piłkarzy jak Alex Sandro, Mario Mandziukic czy Paolo Dybala miało pewnić gładkie wejście w sezon. Porażka z Romą i zaledwie remis z Chievo Verona zapaliły czerwoną lampkę w głowach kibiców. Pierwsze zwycięstwo przyszło dopiero w czwartej kolejce przeciwko Genoi. Jeśli ktoś myślał, że to moment przełomowy, to nie musiał długo czekać, by zweryfikować swoje zdanie. Remis z beniaminkiem z Frosinone Calcio, a dzień później porażka z rywalem o detto były doskonałym niem pierwszego miesiąca Seria A mi-strzów Włoch. W pierwszych 10 kolej-

kach Juventus zaliczył zaledwie trzy wygrane, przegrywając aż cztery, co było szokiem dla wszystkich serwatorów. 11 Goli strzelo-nych i 9 straconych. To nie jest bilans, który robiłby wraże-nie, ale niczego więcej nie można się spodziewać, gdy celność strzałów wynosiła w tamtym okresie 37%. Jak ciężkie były to chwile pokazuje staty-styka dyscyplinarna. W rzeczonych 10 meczach Turyńczycy zarobili 28 żółtych i 3 czerwone kartki! Po porażce z rewelacją rozgrywek Sassuolo nadeszło przełamanie w Derby Della Mole z Torino. Odtąd Juventus pewnym krokiem z dru-giej połowy tabeli podążał na sam szczyt. Następne 27 meczów to 25 wygranych! Tylko Bolonia zdołała po-stawić się Starej Damie remisując bez-bramkowo na własnym stadionie, oraz Hellas Verona, który pokonał starych-

Page 9: Forza Italia #3

nowych mistrzów w meczu, który nic już

Page 10: Forza Italia #3

zmienić nie mógł. Remis z Bolonią przerwał serię kolejnych 15 zwy-cięstw z rzędu, tylko Viktoria Pilzno miała w Europie lepszy wynik (16 kolejnych zwycięstw). Sezon w Tury-nie zakończono efektownym zwycię-stwem 5-0 nad Sampdorią. Łącznie w sezonie Juventus miał serię 26 me-czów bez porażki. Pod tym kontem ustępuje na kontynencie jedynie ekipie starego znajomego Zlatana Ibrahimovica, PSG. Wydarzeniem szczególnym było pobicie kolejnego rekordu przez legendarnego Gianlu-igiego Buffona. Genialny bramkarz nie puścił gola przez kolejne 973 minuty, łamiąc tym samym rekord innego znakomitego golkipera Seba-stiano Rossiego, którego licznik za-trzymał się na 929 minutach w sezo-nie 1993/94, oraz wcześniej wynik innej legendy Juventusu Dino Zoffa (903 minuty w sezonie 1972/73) co dało Juventusowi najlepszy wynik w Europie pod kontem meczów bez utraty gola. Czy dla tego piłkarza są jakieś ograniczenia? Na pewno nie wiek, gdyż bijąc rekord liczył sobie 38 lat.

Wiadomo było, że rywali dla Juven-tusu będzie dwóch. Zarówno Roma, jak i Napoli ostrzyły sobie zęby na panującego mistrza. Roma już na początku skutecznie wgryzła się w wolno startującą Starą Damę. Apety-ty były duże. Rzymianie dobre mecze przeplatali ze słabymi i w pierwszych kilku kolejkach zgubili punkty z Vero-ną, Sassuolo i Sampdorią. Szybko jednak odbili się, wyżywając się na Carpi i Palermo. W pięciu meczach od porażki z Sampdorią zdobyli 17 goli, ale i stracili sześć. Ten brak ba-lansu spowodował kryzys, Roma seryjnie gubiła punkty. Między 31 października, a 24 stycznia rzymianie wygrali tylko dwukrotnie – w der-bach z Lazio i z Genoą, oba mecze po 2-0. Seria kolejnych remisów i pora-żek właściwie przekreśliły szansę na walkę z odradzającym się Juventu-sem. To właśnie z tą drużyną prze-grała 24 stycznia. Musiało to podzia-łać na romanistów mobilizująco, bo

już do końca sezonu grali niemal wzorowo zaliczając 14 wygranych i 3 remisy w 17 spotkaniach, co daje prawie całą rundę rewanżową bez porażki. W tym właśnie okresie Roma odniosła swoje najwyższe zwycięstwo w tym sezonie gromiąc 5-0 Palermo, któremu w obu me-czach strzeliła łącznie 9 bramek. Niestety słaby okres ze środka se-zonu zaważył na tym, że Juventus kroczący od zwycięstwa do zwycię-stwa nie wypuścił z rąk prowadze-nia. Roma musiała zadowolić się trzecim miejscem. Wicemistrzem zostało Napoli, które przez cały sezon przegrało zaledwie 6 razy, a większość spotkań tego zespołu stała na wysokim poziomie. To było jednak zbyt mało na Juventus. Ne-apolitańczycy tracili punkty z druży-nami, z którymi nie powinni mieć problemu. Porażki z Sassuolo i Bo-lonią chluby im nie przynoszą, cho-ciaż ci pierwsi postawili Serie A na głowie. Do tego doszły niezrozumia-łe remisy z Empoli czy słabiutkim Carpi. Ostatecznie piłkarzom spod Wezuwiusza zabrakło 9 punktów. Ten sezon i tak przejdzie do historii za sprawą Gonzalo Higuaina. Argen-tyńczyk rozegrał kampanię życia strzelając w lidze łącznie 36 goli (mógłby jeszcze więcej, gdyby nie zawieszenie, przez które nie mógł pomóc drużynie w kilka spotka-niach) bijąc tym samym rekord, którego, jak się wydawało, nie da się pobić. W sezonie 1949/50 le-gendarny Szwedzki napastnik AC Milan Gunnar Nordahl ustrzelił 35 bramek. Jak ciężki do pobicia był to wynik niech świadczy nie tylko czas, jaki był do tego potrzebny, ale i fakt, że Nordahl w swoich 8 sezo-nach w lidze, pięciokrotnie był kró-lem strzelców i jest trzecim zawod-nikiem w historii Serie A pod kątem zdobytych bramek, a jednak tylko raz zdołał dokonać tak wielkiego wyczynu. Tym bardziej docenić należy Higuaina, który prawdopo-dobnie zapewnił sobie miejsce w kronikach na kolejne 60 lat. Co do

Page 11: Forza Italia #3

samego Napoli, pochwalić należy też Marka Hamsika i Lorenzo Insignie, któ-rzy łącznie 21-krotnie asystowali i obo-je znaleźli się w czołówce klasyfikacji asystentów. Dobry sezon zaliczył też młody boczny obrońca z Albanii, Elseid Hysaj. Neapolitańczycy mogą też po-chwalić się najwyższym procentem posiadania piłki w całej lidze.

Za tymi trzema zespołami uplasowały się Inter i Fiorentina, które do ostatniej kolejki walczyły o czwartą lokatę. Inter rozpoczął sezon od 5 kolejnych wygra-nych, Viola schodziła zwycięska z bo-iska 6 razy na przestrzeni pierwszych 7 kolejek. Zapowiadał nam się pasjonują-cy pojedynek, jednak w całym sezonie obie ekipy grały w kratkę. Ostatecznie na koniec to Inter cieszył się czwartego miejsca, a Fiorentina mogła żałować niewykorzystanych szans z Empoli, Bolonią, czy spadkowiczami z Hellasu i Frossinone. Gdyby część z tych spotkań wygrali zamiast remisować, to mogliby myśleć o wyższym miejscu w tabeli, gdyż do Interu brakło im zaledwie trzech punktów.

Największym pozytywnym zaskocze-niem tego roku jest drużyna Sassuolo, która po zaledwie trzecim sezonie gry w najwyższej klasie rozgrywkowej mel-duje się w europejskich pucharach kosztem takich uznanych drużyn jak Milan czy Lazio. Co ciekawe dokonali tego strzelając zaledwie 49 bramek, podczas gdy najlepsza w tej kategorii Roma aż 83. To daje Sassuolo wynik niecałego 1,29 gola na mecz. Siłą tej drużyny, jak zawsze, jest kolektyw. Inaczej niż w innych zespołach, tutaj nie mamy jednego wyróżniającego się strzelca, mamy ich natomiast trzech. Berardi, Defrel i Sansone zdobyli po 7 bramek (Berardi dorzucił do tego 6 asyst, co jest najlepszym wynikiem w drużynie). Dla porównania sam Carlos Bacca trafiał do siatki 18stokrotnie, a Milan znalazł się za plecami Sassuolo. Co ciekawe dla tegorocznego spadko-wicza najwięcej bramek zdobył Pazzini - 6, a więc tylko jedną mniej niż za-wodnicy, którzy awansowali do pucha-rów, a najlepszy snajper Frosinone,

Ciofani - 9. Absolutnym odkryciem sezonu jest prawy obrońca drużyny Sime Vrsajlko. 24-Letni Chorwat ode-grał ogromną rolę w sukcesie swojego zespołu grając w 35 spotkaniach. Aż 38 procent ataków Sassuolo przeprowa-dzanych było jego prawą stroną boiska (trzeci wynik w lidze), co zaowocowało 4 asystami, co być może nie jest wyni-kiem wybitnym na tle innych drużyn, ale trzeba pamiętać, że najlepszy asy-stent Neroverdich Domenico Berardi ma ich 6. Jeśli dodamy do tego świet-nie dysponowanego Acerbiego, który zaliczył 139 przejęć i 186 razy wyjaśniał sytuację na swoim polu karnym, solid-nego i ogromnie doświadczonego Pa-olo Cannavaro oraz niestroniącego od walki, dobrze grającego w powietrzu Federico Peluso, to mamy obraz świetnie zorganizowanej linii obrony. Sassuolo to zespół, który pokazuje w jaki sposób, za pomocą mądrej i cier-pliwej gry można w maksymalny spo-sób wykorzystywać swoje okazje, za-wstydzając wiele teoretycznie lepszych i bardziej uznanych drużyn. Napoli, Lazio, Juventus, Milan, Inter – to nie lista uczestników kolejnej edycji pu-charów europejskich, to lista trofeów Sassuolo. Z nimi wszystkimi Nerroverdi sięgali po 3 punkty (z Interem nawet po 6…). Specjaliści od gry z wielkimi drużynami? Jeśli tak, to ich kibice mają prawo być pełni nadziei przed wystę-pem ich ulubieńców w eliminacjach Ligi Europy.

Bez względu na to, kto opuścił szeregi najlepszych drużyn półwyspu Apeniń-skiego największym przegranym tego sezonu była drużyna Milanu. Rossoneri przegrali rywalizacje z Sassuolo o pu-chary, przegrali też w Pucharze Włoch (choć w finale postawili się Juventu-sowi). Porażki i remisy z o wiele słab-szymi drużynami (w tym spadkowi-czami) nie dały nadziei na powrót do europejskich rozgrywek. To kolejny stracony rok, który, zamiast na budo-waniu drużyny, spędzono na wymianie kolejnych trenerów i ponowne szuka-nie swojej tożsamości. Nie pomogły bramki Bacci, ani asysty Bonaventury. Jedyna nadzieja kibiców w chińskich

Page 12: Forza Italia #3

inwestorach, którzy negocjują kupno klubu.

W dole tabeli nie było wielkich niespo-dzianek. Najtrudniej było beniaminkom. Ostatnie miejsce w lidze zajął Hellas Verona z Pazzinim i Tonim w składzie. Tylko pięć zwycięstw może osłodzić jedynie fakt, że pokonali Milan oraz Juventus, a także Chievo w derbach Werony. Nie jest to jednak zbyt duże pocieszenie. Na drugim miejscu od koń-ca melduje się Frosinone. Osiem zwy-cięst w sezonie to zdecydowanie zbyt mało, by przetrwać w Serie A. Najwięk-szym sukcesem było zwycięstwo 2-0 z chimerycznym Udinese. 111 Żółtych 5 czerwonych kartek (z czego, co ciekawe tylko jedna za atak na przeciwnika) sta-wia Frosinone na podium dla najbrutal-niejszych drużyn sezonu obok Atalanty i największego pechowca sezonu, druży-ny Carpi. Tylko jednego punktu zabrakło tej drużynie do zajęcia ostatniego bez-piecznego miejsca w tabeli. O to jedno „oczko” więcej miały Palermo oraz Udi-nese, z którym Carpi wygrało w ostat-

nim meczu sezonu. Palermo uciekło spod topora kata wygrywając z Hella-sem w swoim meczu. W tej drużynie pierwsze skrzypce grał Franco Vázquez, nie będzie przesadą, jeśli powiemy, że w pojedynkę utrzymał zespół w elicie.

Łącznie w 380 meczach sezonu wystąpi-ło 767 różnych piłkarzy, gdzie 270 z nich zdobyło łącznie 979 goli (2,58 bramki na mecz). W lidze zagrało 381 „stranierich”, czyli zagranicznych piłkarzy. Sędziowie pokazali 1849 kartek i 48 razy wyrzucali piłkarzy z boiska. Ale ten sezon to nie tylko statystyki i tabela. Swoją piłkarską karierę zakończyło wielu znakomitych piłkarzu jak mistrz świata Luca Toni, legenda Bergamo Gianpaolo Bellini, utytułowany Christian Abbiati, czy solid-ny ligowiec Luca Castellazzi. Do tego wciąż nie znamy przyszłości genialnego Antonio Di Natale, który po 12 latach w Udinese ogłosił swoje odejście. Biorąc pod uwagę wiek napastnika, prawdopo-dobne jest zakończenie przez niego kariery, choć już nie raz pokazywał, że metryka to dla niego tylko liczby. Swoje

kariery zakończyli też związani przez lata z Serie A Argentyńczycy Walter Samuel oraz Diego Milito. Sezon 2015/16 to także czas, w którym pożegnaliśmy wielką legendę Calcio, znakomitego obrońcę i trenera Cesare Maldiniego. Swój pierwszy sezon w Serie D rozgry-wała Parma, klub, który zapłacił wysoką cenę za niegospodarność swoich działa-czy. Niegdyś potęga, dzisiaj drużyna czwartej klasy rozgrywkowej. Trzymamy kciuki za powrót do elity!

Kolejny sezon Serie A już niedługo, czy znajdzie się ktoś, kto postawi się Juven-tusowi ? Już dzisiaj wiadomo, że Inter Mediolan ma nowych właścicieli, którym są bogaci Chińscy inwestorzy. Podobny los czeka prawdopodobnie Milan. Czy Napoli zdoła utrzymać Higuaina? Czy Roma pokaże nareszcie pełnie swojego potencjału? A może odkryjemy kolejne Sassuolo? Pozostaje czekać na pierwszy gwizdek sezonu 2016/2017!

Adrian Caba

Page 13: Forza Italia #3

JEDENASTKA SEZONU WG. MAGAZYNU FORZA ITALIA: Gianluigi Buffon – Nieprawdopodobny rekord goalkeepera Juventusu sprawia, że właściwie nie miał w

tym roku konkurenta.

Alessandro Florenzi – prawy obrońca Romy zaliczył doskonały sezon strzelając

aż 7 bramek i dorzucając 3 asysty. Wykonał ogromny skok jakościowy co zaowocowało powołaniem do kadry na Mistrzostwa Europy gdzie gra w pierwszym składzie.

Kalidou Koulibaly – środkowy obrońca Napoli zaliczył świetny sezon notując 2,5

przechwytu na mecz i 3,6 razy na mecz wyjaśniał sytuację pod swoim polem karnym. Dokładał

do tego aż 71 podań na mecz biorąc na siebie ciężar rozpoczynania akcji.

Leonardo Bonucci – absolutnie czołowy obrońca Włoch, zarówno w lidze, jak i

reprezentacji. Klasa sama dla siebie. 4,1 Razy na mecz wybijał piłkę napastnikom spod nóg. 3

Gole i 87% celnych podań.

Sime Vrsaljko – absolutne objawienie ligi, młody Chorwat był liderem sensacji tego

sezonu, drużyny Sassuolo. Jego groźne crossy przyczyniły się do zdobycia 4 bramek, co przy ni-skim wyniku strzeleckim jego drużyny stanowi bardzo wyraźny wkład.

Mohamed Salah – skrzydłowy Romy zalicza świetny powrót do Włoch notując

szalone 14 bramek i 6 asyst. Pokazał swoją wszechstronność część meczów grając również jako napastnik.

Radja Nainggolan – pomocnik Romy to prawdziwy czołg w środku pola. Zdobył 6

bramek i 1 asystę, choć w jego przypadku wielkie znaczenie mają wartości, których nie da się wyrazić w liczbach. Płuca i serce stołecznej drużyny.

Paul Pogba - wielki talent Juventusu, którym interesują się wszyscy możni piłkarskiego

świata. 8 Bramek i 12 asyst, blisko 3 driblingi i 3,5 strzałów na mecz, głownie atomowych ude-rzeń zza pola karnego. Bardzo ważna postać mistrzów Włoch.

Stephan El Shaarawy – skrzydłowy Romy zaliczył niesamowite wejście do

drużyny, dla której zdobył 8 bramek i dorzucił 2 asysty. W kilku trudnych momentach sezonu ciągnął grę Rzymian napędzając kolejne ataki.

Paolo Dybala – młody Argentyńczyk zdobył dla Juventusu 19 bramek i zaliczył 9 asyst.

Mimo młodego wieku wykazywał się wielką dojrzałością. 3,1 Strzałów na mecz i 2,1 kluczo-wych podań sprawia, że Dybala musiał znaleźć się w tym zestawieniu.

Gonzalo Higuain – absolutny król tegorocznego sezonu na gole. 36 bramek dało

Argentyńczykowi nowy rekord ligi, bijąc wyczyn legendarnego napastnika Milanu Gunnara Nor-dahla. Ponad 5 strzałów na mecz i więcej goli niż występów. Mówi samo za siebie.

Na wyróżnienie zasłużyli także tacy piłkarze jak: Pjanic, Hamsik, Saponara, Insigne, Bonaventura, Vázquez, Acerbi, Ansaldi czy Handanovic, jednak nie jesteśmy w stanie uhonorować wszystkich.

Jedenastkę wybrano na podstawie niejawnego głosowania członków Magazynu Forza Italia.

Page 14: Forza Italia #3

Najczęściej, kiedy zawodnik, grający dla drużyny z danego miasta, zmieni ją na największego przeciwnika swojego dotychczasowego klubu, kibice palą koszulki z jego nazwiskiem, nazywają judaszem, demolują samochody, wygwizdują, czy po prostu wyzywają. Jeśli dodatkowo jest to klub z tego samego miasta to robi się jeszcze goręcej. Jednak bywa również tak, że kibice nie mają piłkarzowi tego za złe i nie robią ta-kich przykrości. Wielu zawodników zmieniało Inter ma Milan i Milan na Inter, czyli kluby, które grają nawet na tym samym stadionie – San Siro. Przyjrzyjmy się im!

Zacznijmy może od tego, że stadion, na którym swoje mecze rozgrywają dwa Mediolańskie kluby został nazwany imieniem legendarnego włoskiego napastnika. Meazza w młodości kibi-cował Rossonierim, więc kiedy mógł, zgłosił się do Milanu, ale został odrzucony. Powodem były słabe warunki fizyczne (wy-dawać by się mogło że 169 centymetrów wzrostu w tamtych czasach we włoskiej lidze to po prostu za mało). Jednak działa-cze Interu wykazali się większą intuicją niż ich rywale zza mię-dzy i w wieku 17 lat Meazza został piłkarzem Nerazzurrich . Giuseppe odpowiedział Milanowi najlepiej jak mógł. Przez 13 lat w barwach niebieskiej części Mediolanu trzykrotnie zosta-wał królem strzelców ligi, dwukrotnie zdobywał z Interem

mistrzostwo oraz, jako zawodnik reprezentacji, dwukrotnie został mistrzem świata. To właśnie w Interze spędził najlepszy okres w swoim życiu, strzelił łącznie prawie 250 bramek. Jed-nak w wieku 30 lat przeniósł się do niegdyś wymarzonego klubu – Milanu. Tam niestety nie zagrzał długo miejsca i po dwóch latach z mizernym wynikiem występów jak i asyst opu-ścił klub na rzecz Juventusu, w którym również nie błyszczał. Później grał jeszcze w Varese i Atalancie, by rok po wojnie powrócić jeszcze do Interu, w którym spędził jeszcze jeden rok. Po zakończeniu kariery piłkarza został trenerem, zmarł w 1979 roku na dwa dni przed swoimi 69 urodzinami.

Dzięki swoim okularom, w których grał, stał się jednym z naj-bardziej charakterystycznych piłkarzy minionej dekady. Rozpo-znawalny mógł być również przez swoje dredy. Na boisku zaw-sze wyróżniał się zaciętością – nie był piłkarzem obdarzonym

wzrostem, nie zdobywał też wielu bramek, ale jego najwięk-szymi zaletami były odbiory piłki oraz kapitalny drybling, był też bardzo szybki, przez co zawsze dawał swojej drużynie wie-le w środku pola. Do Milanu dołączył po wieloletnim pobycie

Page 15: Forza Italia #3

w Ajaxie, jednak nie zadomowił się w Mediolanie. Nastąpił nagły spadek formy i już po jednym sezonie dołączył do Juven-tusu, dla którego w ciągu 7 lat zagrał w niemal 160 meczach. W barwach ,,Starej Damy” grał zazwyczaj za plecami Zinedine Zidana, z którym stworzył fenomenalny duet, obaj fantastycz-nie się uzupełniali. Bardzo dobra gra i kapitalne w jego wyko-naniu euro zaowocowało wypożyczeniem do FC Barcelony, w barwach której występował przez pół roku, razem z Ronaldin-ho, z którym znów stworzył świetny duet. Pociągnął ,,Dumę Katalonii” na szczyt tabeli. Być może gdyby nie Davids nie po-znali byśmy ,,Zizou” i ,,Ronniego” z takiej strony. Być może potrzebowali za sobą zawodnika, który oprócz rozbijania ata-ków rywali umiał też przyśpieszyć akcję, pograć piłką do przo-

du, czy rozegrać ją z innym zawodnikiem. Niestety, Edgar Davids, mimo bardzo dobrej gry, nie został w ,,Blaugranie” na dłużej i trafił do Interu Mediolan. Tam jednak nie grywał za dużo i po roku opuścił klub na rzecz Tottenhamu, w którym radził sobie dobrze, ale nie odniósł z ,,Kogutami” większych sukcesów. Następnie przeniósł się do swojego pierwszego klubu - Ajaxu. W Amsterdamie fantastycznie ukoronował swo-ją piękną karierę – w konkursie jedenastek w meczu finało-wym Pucharu Holandii nie pomylił się pewnie wykonując de-cydującą jedenastkę. Po zakończeniu kariery piłkarskiej został trenerem.

Jeden z najdziwniejszych napastników w historii futbolu - jed-nego dnia praktycznie w pojedynkę wybija Niemcom z głów awans do finału Euro i staje się bohaterem narodowym Włoch (Polski chyba też), a drugiego jest w tak słabej formie, że jego klub nie ma gdzie się go pozbyć. Balotelli podobnie jak Meazza zawsze kibicował Milanowi, jednak gdy nadarzyła się okazja trafił do Interu, gdzie miał okazję współpracować ze Zlatanem Ibrahimovicem i Jose Mourinho. Łącznie spędził tam trzy lata, w trakcie których triumfował w Lidze Mistrzów. Wciąż jednak nie ukrywał sympatii do barw Rossonerich. Później trafił do Manchesteru City, z którym zdobył Mistrzostwo Anglii, lecz po Euro 2012, podczas którego zdobył trzy bramki i został jednym z królów strzelców turnieju, był kuszony przez duże europej-skie kluby. Ostatecznie trafił do Milanu. Wtedy zaczęły się

problemy z kibicami Interu którzy rzucali w niego bananami, kiedy był przy piłce wydawali z siebie odgłosy małpy, wywiesi-li transparent z treścią: "Rzuciłeś naszą koszulkę. Niewdzięczniku, zawsze będziesz przez nas obrażany". Później nie było lepiej, kiedy mówiło się o ewentualnym transferze ,,Super Mario” do Interu z trybuny Curva Nord można było usłyszeć: „Nie chcemy Balotellego! Balotelli to sk******n”.

Page 16: Forza Italia #3

Chyba jedyny piłkarz bez ekstra-waganckiej fryzury czy niesa-

mowitych trików piłkarskich, który inspiruje swoją grą

tysiące, jeśli nie miliony, ludzi na całym świecie. Pirlo gra zgodnie z zasadą ,,lepiej mądrze

stać niż głupio biegać”, po boisku prawie nigdy nie biega,

co najwyżej drepcze lub truch-ta. Potrafi jednak zagrać piłkę przez pół boiska co do centyme-tra, potrafi idealnie obsłużyć kolegę mierzonym podaniem na

kilkadziesiąt metrów, czy odna-leźć się wśród całej armii piłkarzy

drużyny przeciwnej albo rozstrzy-

gnąć losy meczu uderzając z rzutu wolnego, przy czym to wszystko robi jakby od niechcenia. Po czterech latach gry w barwach Brescii, w wieku 19 lat trafił do Interu Mediolan, skąd był wypożyczany do Brescii i Regginy. Tak naprawdę nie dostał prawdziwej szansy w Interze i w 2001 roku otworzył nowy piękny rozdział w swoim życiu – trafił do Milanu. Do pierwsze-go składu zdołał się przebić już w pierwszym sezonie. Nie zmieniło się to w zasadzie przez następne 10 lat, w trakcie których dwukrotnie wygrał Ligę Mistrzów oraz również dwu-krotnie Mistrzostwo Włoch. W czasie gry dla ,,Rossonierich” zdobył też Mistrzostwo Świata razem z reprezentacją Włoch. Po 10 latach w wyniku konfliktu z Massimiliano Allegrim prze-szedł do Juventusu. W barwach ,,Starej Damy” zdobył 4 Mi-strzostwa Włoch, a pięknym ukoronowaniem jego kariery mogło by być zwycięstwo w Lidze Mistrzów, na które miał szansę jednak w finale uległ FC Barcelonie. Obec-nie Pirlo razem z Davidem Villą i Frankiem Lampardem występuje w New York City.

Jako dziecko zaczynał grać w drużynie Pro Inter, był też na testach w swoim ulubionym klubie-Interze, ale ostatecznie trafił do Bari. Do pierwszej drużyny przebił się w 1999 roku i grał tam przez dwa lata, by jako 19-letni chłopak dołączyć do AS Romy. W stołecznym klubie spędził bardzo udane 5 lat, w ciągu których wchodził na boisko niemal 140 razy, a jego

dobra gra zaprocentowała transferem do Realu Madryt. Do dziś Cassano jest wymieniany za jeden z najgorszych transfe-rów Florentino Pereza. Po przybyciu do klubu Cassano zaczął treningi indywidualne, ponieważ był w bardzo słabej formie i musiał schudnąć. Następnie Antonio trafił do Sampdorii by w

2010 przejść do AC Milanu, w którym połowicznie odzyskał formę, choć wciąż nie był w najlepszej dyspozycji, musiał przejść operację serca, ale mimo to dopisał do swojego CV Mistrzostwo Włoch. Następnie ,,FantAntonio” trafił do swojego wymarzonego klubu-Interu ponieważ Milan wy-mienił go na Pazziniego i dopłacił 7 milionów euro. W barwach ,,Nerrazurich” grał tylko przez rok, następnie był zawodnikiem Parmy I Sampdorii w której gra do dziś.

Franek Jankowski|AS Roma Poland

Page 17: Forza Italia #3

Maj 1994 roku był dla Włochów miesiącem tragicznym. Ten, tak zakochany w sportach motorowych i calcio naród, na przestrzeni trzydziestu dni pożegnał na swojej ziemi dwóch wybitnych sportowców. Pierwszego maja na torze Imola w San Marino doszło do tragicznego w skutkach wypadku Ayrtona Sen-ny, trzykrotnego mistrza świata w F1. 30. maja życie odebrał sobie Agostino Di Bartolomei. Były kapitan Romy.

Na plecach bordowej koszulki Romy numer 10, na lewym ramieniu opaska kapitańska. Pierwsze skojarzenie, naturalnie – Totti.

Jednak Francesco musi ustąpić mu pierwszeństwa. To on jest archetypem kapitana Romy. Rzymianin i romanista.

Di Bartolomei był piłkarzem wyjątkowym. Nie chodzi tu jedynie o jego walory boiskowe. Jego osobowość nie zamykała się tylko w prostokącie murawy, był uro-dzonym przywódcą, liderem z prawdziwego zdarze-

nia. Wzbudzał respekt nie dlatego, że głośniej krzyczał od innych, wręcz przeciwnie, odzywał się bardzo rzadko,

jednak kiedy przemówił nie prawił komunałów. Każde jego zdanie było przemyślane, każda dyskusja podparta

argumentami. Ten człowiek miał w sobie wszystkie te cechy jakie powinien mieć

podręcznikowy kapitan i lider drużyny: spokój, powaga, lojalność, charyzma.

Diament, który wystarczyło oszlifo-wać

“Ago” od małego przejawiał ol-brzymi talent do piłki. Na czystym boisku w jednej z dziel-nic Wiecznego Miasta zawsze grał pierwsze skrzypce, nie dziwi więc, że szybko zaczął wzbudzać zainteresowanie trenerów szkó-

łek piłkarskich. Już wieku trzynastu lat dostał propozycję treningów w Milanie. Nie jednemu dzieciakowi zakręciłoby się od tego w głowie, ale nie jemu. Młody Agostino podzięko-wał za zainteresowanie bo, jak sam mówił kilka lat później, nie chciał stać się emigrantem w wieku trzyna-stu lat. Zresztą nie tylko to nie po-zwoliło mu na opuszczenie rodzin-nego miasta. On miał przecież plan, zagrać dla Romy – tak to był plan a nie marzenie. Rzymską Primaverę poprowadził do dwóch mistrzostw kraju, dwa razy zdobył z nią także krajowy puchar. W międzyczasie zaliczył debiut w pierwszym zespole. Umożliwił mu go Antonio Trebiciani, jego opiekun z zespołu młodzieżo-wego, który na krótko zasiadł w fote-lu szkoleniowca pierwszej drużyny. Debiut Agostino zaliczył równo dwa tygodnie po swoich osiemnastych urodzinach (22.04.1972) i to nie byle gdzie i z nie byle kim. Inter na San Siro. Debiutancki sezon 1972/73

Page 18: Forza Italia #3

zakończył z dwoma występami. W ko-lejnym było ich już osiem, a dodatkowo zaliczył premierowe trafienie. Następny rok mógł być przełomowy, ale ostatecz-nie przez kontuzję stawu kolanowego liczba jego występów zatrzymała się na trzynastu. W kolejnych rozgrywkach, aby mógł sprawdzić się podczas regular-nej gry, wypożyczono go do Serie B, do Vicenzy. Tam okrzepł i po powrocie bez żadnych skrupułów mógł zacząć dyry-gować poczynaniami „Giallorossich”.

Krok po kroku do urzeczywistnienia planu

Prawdziwy dyrygent potrzebuje jednak batuty zaś ten piłkarski, opaski kapitana. „Diba” otrzymał ją w 1980 roku i z całą pewnością nie uciskała go, krew spokoj-nie dopływała do dłoni. Pod jego przy-wództwem Roma obroniła Puchar Włoch w sezonie 1980/81, a w lidze była druga (pierwsze podium od pięciu lat). W 1982 roku, ówczesny trener rzymian Nils Liedholm, zdecydował się na bardzo odważny ruch. Usunął Agostino ze środ-ka pola, a jego miejsce zajął bardziej dynamiczny Pietro Vierchowod. Kapitan został cofnięty na środek obrony i … to był strzał w dziesiątkę. Do wielu atutów naszego bohatera należały niewątpliwie przegląd pola, technika, umiejętność posłania piłki dokładnie tam gdzie chce, ale brakowało mu dynamiki. Co nie zna-czy jednak, że Di Bartolomei człapał. Nie, on na placu gry kroczył. Wysoko uniesiona głowa, piłka przy nodze, to jego sylwetka. Gdyby Alan Siegel miał zaprojektować logo Serie A to niewąt-pliwie „Ago” spełniłby rolę Jerrego We-sta, którego sylwetka znajduje się w logotypie NBA. Bliżej swojej bramki przywódca Romy mógł wykorzystywać swój potencjał w pełni. Więcej miejsca, więcej czasu, a ponieważ świetnie grał również jeden na jeden, nie było obaw do jego gry w obronie. Jako libero w mistrzowskim sezonie zdobył aż siedem goli! Jego uderzenie z rzutów wolnych to wypisz, wymaluj dzisiejszy Totti. Pra-wą nogą z całej siły z precyzją celownika laserowego. Tym sposobem jako pierw-szy kapitan-rzymianin dał Romie upra-gnione scudetto. Świętowanie rozpoczę-ło się jeszcze w Genui, gdzie kibice Wil-ków opanowali trybuny stadionu, a po ostatnim gwizdku również jego murawę. Na Circo Massimo odbył się koncert dla olbrzymiej rzeszy tifosich. Kto jak kto, ale Curva Sud potrafi cieszyć się z sukce-sów. Co wtedy zrobił kapitan zwycięz-ców? Jego żona w filmie „11 metri” opowiada, że po tych wszystkich uroczy-stościach, o piątej nad ranem wsiedli razem w samochód i urządzili sobie przejażdżkę po mieście. Wielki romantyk chciał poczuć dumę tego miasta, chciał

tą radość chłonąć w każdej postaci. Był na szczycie, spełnił plan.

Pierwszy dzień reszty jego życia

Rok później nie było już jednak tak kolo-rowo. Wiosną 1984 roku Rzym był go-towy by powtórzyć taką fetę jaka miała miejsce po upragnionym mistrzostwie. Roma weszła, pierwszy raz w historii swoich występów w rozgrywkach euro-pejskich, do finału Pucharu Mistrzów. Finału zaplanowanego na Stadio Olimpi-co. Parcie na zdobycie tytułu najlepszej drużyny kontynentu było ogromne, a do dziś podejrzewa się, że prezydent klubu Dino Viola miał przekupić sędziego w półfinałowym spotkaniu z Dundee Uni-ted. Koniec końców „Giallorossi” znaleźli się w wielkim finale naprzeciwko Liver-poolu. Po 90-ciu minutach i rozegraniu dogrywki na tablicy widniał remis 1:1. Rozstrzygały karne. Serię dla gospodarzy miał rozpocząć właśnie Di Bartolomei, ale poprosił o zastępstwo w pierwszej kolejce. Mógł uderzać każdą jedenastkę, byle nie pierwszą. Wyręczyć chciał go Graziani, ale Liedholm nakazał strzelać kapitanowi. Zmęczenie mu nie prze-szkodziło, pokonał Grobbelaara. Nie uczynili tego jednak wspomniany wcze-śniej Graziani i Conti. Puchar pojechał to miasta Beatlesów. Był 30. maja 1984 roku. Latem tego samego roku zmieniło się wszystko. Na ławce Romy zasiadł Sven-Göran Eriksson. Uznał on, że po-trzebuje graczy zdolnych wywierać pressing na rywalu przez całe spotkanie. Tym samym podziękował „Ago”. Tajem-nicą poliszynela jest, że było to na rękę też prezydentowi Romy, który nie wi-

237 występów dla Romy

50 goli w barwach Giallorossi

Page 19: Forza Italia #3

dział dla niego już miejsca w Trigorii. Tym sposobem „Diba” po latach zwłoki wylądował w Milanie u „swojego” men-tora Liedholma. Szwed bardzo cenił sobie współpracę z Agostino i vice versa. Łączyło ich nie tylko boisko, obaj byli estetami, ludźmi ciekawymi świata i ten świat studiującymi. Obu pasjonowała sztuka, przede wszystkim malarstwo. Franco Tancredi, we wspomnianym wcześniej filmie „11 metri”, opowiada anegdotę jak pojechali do Amsterdamu na mecz pucharowy i został przez swo-jego kolegę namówiony do zwiedzenia galerii sztuki. Przez trzy sezony nasz protagonista w Mediolanie rozegrał 88 spotkań w których zdobył dziewięć goli, a żeby historia dopełniła się całkowicie, pierwszego przeciwko Romie. Kolejnym przystankiem w karierze była Cesena, a ostatnie dwa lata spędził w Salernitanie, gdzie w 1990 roku, przyczynił się do awansu tej drużyny do Serie B. To były jego ostatnie występy w zawodowej karierze.

Tragiczny koniec

Kochał południe Włoch i tam postanowił się osiedlić. Tam również rozpoczął pra-

cę z dziećmi jako trener. Podobno miał talent pedagogiczny, a podczas trenin-gów skupiał się przede wszystkim na technice i na grze piłką. Futbolówka nie może przeszkadzać, właśnie tę ideę starał się przekazać swoim podopiecz-nym. Próbował też stworzyć w Salerno szkółkę z prawdziwego zdarzenia, ale co rusz natrafiał na różne przeszkody. Z upływem czasu coraz mocniej marzył o powrocie do Romy. Próbował

podpowiadać kierownictwu klubu, ale nie znajdował uznania w ich oczach. Jego znajomi twierdzą, że fantastycznie odnalazłby się w roli trenera Romy. Nawet po odejściu Dino Violi nie było dla niego miejsca w Trigorii. Świat coraz bardziej go przytłaczał. Czy popadł w depresję? Nie wiadomo. To był intro-wertyk, zawsze powściągał emocje więc tym trudniej było czegoś się domyślać. Równo dziesięć lat po przegranym finale Pucharu Mistrzów sięgnął do swojej saszetki, tej z którą nigdy się nie rozsta-wał. To było miejsce, w którym prze-chowywał swój rewolwer. W dziesiątą rocznicę największej porażki w sporto-wym życiu, w swoim życiu strzelił sobie

w serce. Serce, które zostało złamane latem 1984 roku kiedy wypędzono go z ukochanego domu. Mówi się, że Roma nie kocha swoich synów i Agostino jest tego świetnym przykładem. Podobnie zresztą jak Damiano Tomassi, który po-trafił rozegrać cały sezon na kontrakcie amatorskim żeby nie obciążać budżetu klubu bo nie był pewny swojej formy po ciężkiej kontuzji, a potem mu i tak po-dziękowano.

Di Bartolomei nie jest uznawany za le-gendę Romy ze względu na swój tra-giczny koniec. On tą legendą dla wszyst-kich był jeszcze za życia. Za potwierdze-nie niech posłużą jeszcze raz słowa Tan-crediego: „Agostino był kapitanem pisa-nym przez duże K, to nie był jakiś tam gość z opaską. To był nasz mentor”. Dopiero cztery lata temu Roma nadała jego imię jednemu z boisk w swoim centrum treningowym w Trigorii, w Salerno natomiast jedna z ulic biegnąca przy stadionie również nazwana jest na jego cześć.

Łukasz Szymański

konsultacja T.M. Lupi Polacchi

Page 20: Forza Italia #3

Dyrygent złotych lat włoskiego futbolu. Taktyk na którym dziś wzoru-ją się wielcy szkoleniowcy. Vittorio Pozzo - jedna z największych po-staci trenerskich w historii piłki nożnej. Przez lata swojej kariery do-robił się określenia „Il Vecchio Maestro” („stary mistrz”). Do dziś jest jedynym, który poprowadził swoją drużynę do dwóch tytułów mistrza świata. W 1934 i 1938 roku.

Jedną z pasji Vittorio Pozzo było podró-żowanie. Urodził się w 1886 roku w Turynie. W piłkę grał w Szwajcarii, we Włoszech, ale najwięcej wiedzy o futbo-lu pochłonął w jego ojczyźnie – Anglii. Podczas studiów na Wyspach odkrył piłkę nożną i się w niej zakochał. Do-głębnie obserwował grę brytyjskich zespołów i na podwalinach tej wiedzy rozpoczął budowanie drużyny narodo-wej Italii.

Pierwsze podejście, w 1912 roku było jednak nieudane. Włosi zawiedli na Igrzyskach Olimpijskich, już w pierwszej rundzie przegrywając z Finlandią. Acz-kolwiek, Giuseppe Meazza – przyszły gwiazdor i jeden z najważniejszych pił-karzy Pozzo uczył się dopiero mówić.

W kolejnych latach „Stary mistrz” pra-cował w Torino jako dyrektor technicz-ny, walczył również na froncie I Wojny Światowej. Kolejna próba objęcia kadry

narodowej w latach 20-tych wyszła do-syć marnie. Na francuskich Igrzyskach Olimpijskich Italia odpadła w ćwierćfina-le, w pojedynku ze Szwajcarią.

Złote lata „Squadra Azzurra”

Po raz trzeci, w 1929 roku Vittorio Pozzo na aż 19 lat objął posadę selekcjonera reprezentacji Włoch. Na pierwszym Mundialu – w 1930 roku w Urugwaju, Italii zabrakło. Kolejne mistrzostwa, za inicjatywą Benito Mussoliniego odbyły się na półwyspie Apenińskim. Przywód-ca Włoch chciał wykorzystać uwielbiany w swoim kraju futbol do propagandy faszystowskiej.

Selekcjoner tymczasem zbudował skład oparty na Juventusie, który w latach 1931–1935 rok rocznie zdobywał Scude-tti. Aż siedmiu piłkarzy „Starej Damy” reprezentowało barwy narodowe Italii na Mundialu '34. Zespół uzupełniali

Page 21: Forza Italia #3

piłkarze Romy, Bolonii i Interu. Nie każ-dy był jednak Włochem, bo w kadrze narodowej znajdowali się piłkarze cztery lata wcześniej reprezentujący Argentynę czy Brazylię. Największą gwiazdą był z kolei 24-letni Giuseppe Meazza.

„Squadra Azzurra” turniej zaczęła od wysokiego zwycięstwa z USA. Kolejne spotkanie nie było już takie łatwe i zre-misowany mecz z Hiszpanią został... powtórzony. Po bramce „Peppe” udało się go jednak wygrać. Gospodarze mi-strzostw doszli do finału, który również wyglądał kontrowersyjnie. „Mam na-dzieję, że poprowadzi Pan reprezentacje mojego kraju do mistrzostwa świata” - miał powiedzieć Mussolini przed me-czem do Ivana Eklinda, arbitra tego spo-tkania. Arbitra, który nie reagował na brzydkie faule Włochów, arbitra, który nie podyktował ewidentnego karnego dla Czechosłowacji. Italia ostatecznie wygrała, a Puchar wręczył sam wódz Benito Mussolini.

Igrzyska Olimpijskie '36 w III Rzeszy były z kolei teatrem Adolfa Hitlera. To on je otworzył, to jego naród sięgnął po naj-więcej medali. W futbolu lepsza okazała się jednak drużyna Vittorio Pozzo, która sięgnęła po złoty krążek. Warto dodać, że czwarte miejsce zajęła wówczas re-prezentacja Polski.

Na kolejne mistrzostwa świata we Fran-cji „Azzurri” pojechali gruntownie prze-budowani. Zostało tylko dwóch piłkarzy z poprzedniego Mundialu '34. „Squadra Azzurra” pomimo tego została pierwszą drużyną, która wygrała mistrzostwo na turnieju rozgrywanym na obcej ziemi. Finałowe zwycięstwo z Węgrami dało Italii także tytuł pierwszej drużyny, która zdobyła dwa medale na mistrzostwach świata z rzędu . Zachowało także piłka-rzy przy życiu. „Wygraj lub zgiń” miał bowiem mówić Mussolini do swoich zawodników przed meczem z Węgrami.

Vittorio Pozzo zdobył z reprezentacją Włoch dwa mistrzostwa świata i olimpij-skie złoto w przeciągu czterech lat. W 1939 roku zaczęła się II Wojna Świato-wa, futbol odszedł zaś na boczny tor. „Il Vecchio Maestro” posadę utrzymał jed-nak do 1948 roku. Selekcjonerem był przez 6 927 dni. Prowadził drużynę w 97 spotkaniach, z których wygrał aż 65!

Metodo

Vittorio Pozzo był prekursorem wielu cech włoskiego futbolu. To on jako pierwszy zastosował taktykę 1-2-3-2-3, nazywaną „Metodo”. Gra takim usta-wieniem skutkowała szybkimi kontrami. Jeden z pomocników często cofał się, stając się trzecim obrońcą. Gra drużyny Pozzo w głównej mierze polegała na szybkich skrzydłach i przewadze w środ-

ku pola. „Stary mistrz” korzystał z piłka-rzy technicznych. Uważa się, że na tej właśnie taktyce wzoruje się Josep Guar-diola. Stosuje jednak bardziej nowocze-sną wersję tej formacji.

Reprezentacja Pozzo grała efektownie z przodu, ale nie zapominała też o defen-sywie. W dziewięciu spotkaniach na mistrzostwach w '34 i '38 Italia straciła 8 bramek. Strzelając... 23.

Vittorio Pozzo opisuje się jako genialne-go psychologa, który wiedział jak do-trzeć do każdego z piłkarzy. Potrafił wykorzystać też potencjał Giuseppe Meazzy. Ponadto bardzo dokładnie stu-diował rywali, ich styl gry. Miał swoje dwa talizmany, które przynosiły mu szczęście. Był to niewykorzystany bilet powrotny do Anglii oraz kawałek szkła z rozbitego trofeum.

W 1948 roku selekcjonerem reprezenta-cji Włoch został Ferruccio Novo. Pozzo zmienił branżę na dziennikarstwo, ko-mentował piłkarskie mecze. Zmarł w 1968 roku w rodzinnym Turynie, mając 82 lata. W 1980 roku na krótko stadion olimpijski w stolicy Piemontu nazwano jego imieniem. W 2011 roku został uho-norowany w hali sław włoskiego futbo-lu.

Dominik Popek – FirstEleven.com

Page 22: Forza Italia #3

Adriano Leite Ribeiro - to imię i nazwisko zna każdy fan, nie tylko włoskiej i brazylijskiej piłki. Nazywany "Imperatorem" napastnik miał wszystko by zostać drugim wielkim Ronaldo. Jednak bardziej niż zapisanie się w historii futbolu, jako drugi "Il Fenomeno", Adriano wolał całonocne imprezy, alkohol, narkotyki, co sprawiło, że nie raz był blisko oficjalnego zakończenia swojej bogatej kariery.

Wielki w Interze

Nim do tego doszło Adriano był bożysz-czem dla wielu kibiców, zwłaszcza kibi-ców Interu Medio-lan, gdzie jego gwiazda rozbłysła w pełni. W stycz-niu 2004 roku po kapital-nych

dwóch sezonach w barwach Parmy otrzymał swoją drugą szansę w ekipie "Nerazzurrich". Za czołowego strzelca Serie A, włodarze ekipy ze Stadio Giu-seppe Meazza zapłacili około 15 milio-nów euro. Szybko przekonali się, że nie były to pieniądze wyrzucone w błoto. 47

bramek w latach 2004-2006 sprawiły, że Ad-riano w pełni za-

stąpił swojego roda-ka, Ronaldo. Do

tego imponującego wyniku należy jesz-

cze dodać kapitalną skuteczność w barwach

"Canarinhos", czyli 22 trafienia z 27 w sumie. W

tym czasie sięgnął z repre-zentacją kraju po Copa Ame-

rica w 2004 roku i Puchar Konfederacji rok później.

Upadek gwiazdy

Sięgnięcie "piłkarskiego nieba" mocno odbiło się na Adriano. Problemy poza boiskowe zaczęły się już w sezonie 2006/2007, kiedy to Brazylijczyk zaczął odpuszczać na treningach, a częściej niż na boisku był gwiazdą nocnych klubów, gdzie zaczęły się jego problemy z alko-holem. Popadnięcie w konflikt z wła-dzami Interu Mediolan, niezdrowy tryb życia, przybranie na wadze, a co za tym idzie, utrata miejsca w podstawowym składzie, sprawiło, że został wysłany do ojczyzny na przymusowy urlop, gdzie miał stanąć na nogi, odbudować formę zarówno fizyczną jak i psychiczną. Z czasem okazało się, że taki ruch był

Page 23: Forza Italia #3

wielkim błędem ze strony włoskiego klubu. Adriano zamiast wracać do formy coraz bardziej się staczał, będąc stałym bywalcem nocnych klubów. Jakby tego było mało, zmarł jego ojciec, co jeszcze bardziej go dobiło.

W grudniu 2008 został wypożyczony na pół roku do Brazylii, a dokładnie do Sao Paulo. Dobre występy, 17 bramek w 28 meczach i powrót do drużyny narodo-wej sprawiły, że wielu ponownie w nie-go uwierzyło. Ten jednak poprosił o wcześniejsze rozwiązanie umowy by udać się na wakacje przed powrotem do Włoch. Na półwysep Apeniński wrócił, jednak przed przenosinami do Romy zaliczył jeszcze bardzo udany okres we Flamengo, gdzie poprawił swój wynik z Sao Paulo. 19 trafień w 31 spotkaniach, sprawiło, że mimo wciąż fatalnej opinii i sięgnięcia po narkotyki zdecydowała się na jego zatrudnienie AS Roma.

Okazało się to jednak wielkim niewypa-łem. W barwach "Giallorossich" czy "I Lupi" jak nazywa się piłkarzy stołeczne-go klubu zaliczył zaledwie 5 gier. Sytu-acja ta powtórzyła się w Corinthians, ponownie Flamengo i na koniec w Atle-tico Paranaense. W ostatnim z nich zali-czył 1 występ, a pożegnano się z nim, gdy dwukrotnie nie pojawił się na tre-ningu bez uzasadnienia.

Bez chęci powrotu

Miesiące mijały, a Adriano ani myślał o powrocie do futbolu. 32-letni wówczas piłkarz większą radość od strzelania goli widział w suto zakrapianych imprezach.

Największych echem odbiła się ta na Copacabanie, gdzie w towarzystwie 18 prostytutek, alkohol lał się litrami, a od oparów popularnych "skrętów" można było się nieźle odurzyć. Jakby tego było

mało potrafił zarejestrować nowy motor na matkę jednego z baronów narkoty-kowych czy wrzucić zdjęcie na portal społecznościowy, pokazujące jak zaba-wia się kałasznikowem. Warto dodać, że parę dni przed tą głośną libacją był on bliski powrotu do zawodowego futbolu. Rękę wyciągnęło do niego francuskie drugoligowe Le Havre, które oferowało mu półroczny kontrakt. Francuzi jednak w ostatniej chwili postanowili zrezy-gnować z jego usług. Po ekipie z Ligue 2 wydawało się, że już nikt nie zgłosi się po Adriano, a on sam był bliższy zakoń-czenia kariery i zorganizowania poże-gnalnego meczu niż grania w piłkę na zawodowym poziomie. Każdy jego dzień kończył się, bowiem imprezą i piciem alkoholu.

Ostatnie kroki w footballu

Wszystko zmieniło się na początku 2016 roku, kiedy to po Adriano odważyło się sięgnąć występujące w National Premier Soccer League (NPSL - czwarta klasa rozgrywkowa w USA) Miami United. Jednocześnie został współwłaścicielem tego zespołu, wykupując 40 procent udziałów od Davida Beckhama, z którym - oficjalnie - razem będą zarządzać dru-żyną. Z końcem maja przygoda Adriano z Miami, jako piłkarza dobiegła końca, a najbardziej z jego przenosin na Florydę cieszyli lub cieszą się nadal właściciele nocnych klubów.

Obecnie upadły już "Imperator" zbliża się do ostatecznego zawieszenia butów na kołku, a jego historia może być prze-strogą dla niejednego młodego piłkarza.

Dariusz Zając

„Kiedy Adriano zaczyna pić, to nie potrafi przestać. Miał poradzić sobie z problemem, ale jak widać nic z tego. Ab-surdem jest jednak jest, że

pojawiły się problemy z nar-kotykami. Alkohol też jest narkotykiem, ale to jednak

różnic” dyrektor sportowy Flamengo

Marcos Braz.

„Boję się o życie Adriano. On potrzebuje pomocy psycho-loga,. Nie interesuje mnie jego piłkarska kariera, ale jego życie. Po prostu mar-

twię się o niego. On cierpi na poważną depresję i nikt mu tym nie pomaga. Wszystko nasiliło się po śmierci jego

ojca. W dodatku nie zerwał z ludźmi z faveli, w której do-

rastał”

Gilmar Rinaldi, były me-nadżer "Imperatora".

„Adriano jest bliski zakończe-nia kariery i organizuje powoli swój mecz pożegnalny. Świat piłki nożnej to już nie jest jego

świat. Dla Adriano nie ma dnia, kiedy by nie imprezował

lub spożywał alkohol”

wyznała jedna z bliskich piłka-rza.

Page 24: Forza Italia #3

Sezon 2015/16 w Serie A już za nami. Na pewno jedną z największych niespodzianek jest postawa Sassuolo i awans tego klubu pierwszy raz do europejskich pucharów. To jednak nie podopieczni Euzebio Di Francesco będą bohaterami tego teksu, oni są natomiast pre-tekstem, aby przypomnieć kilka historii klubów skromniejszych niż Juventus, Inter czy Roma, które podobnie, jak Sassuolo, namieszały w elicie i uzyskały prawo gry w Europie.

Liga włoska jest tak specyficzna, że awans klubu z drugiego szeregu do pu-charów jest zjawiskiem dosyć niespoty-kanym. Może tych historii nie można policzyć na palcach jednej dłoni, ale też las rąk nie będzie do tego potrzebny. My spośród kilku takich przypadków wybra-liśmy te warte przypomnienia. Zatem zapraszamy do lektury i od razu zaczy-namy z wysokiego C.

Dwa mgnienia Vicenzy

Vicenza Calcio. Klub kometa, który w swojej długiej i pięknej historii miał tak naprawdę tylko momenty chwały, które osładzały dopiero co poniesione klęski i które za moment stawały się miłym wspomnieniem, kiedy przychodziły ko-lejne złe sezony. Nieczęsto się zdarza,

żeby beniaminek kończył rozgrywki na podium, a tak było w sezonie 1977/78. Lanerossi Vicenza przez 20 lat była ty-powym ligowym średniakiem, aż do sezonu 1974/75 kiedy to … spadła z ligi! Pierwszy rok na zapleczu zakończyła na 16 miejscu i nikt chyba nie przewidywał, że klub wróci do Serie A z takim przytu-pem. Kolejne rozgrywki Biancorossi zwyciężyli i po dwóch latach banicji wrócili do elity, od razu meldując się na drugim stopniu podium! O sile tego zespołu stanowili m.in. Mario Guidetti, Roberto Filippi, Renato Faloppa, Luciano Marangon, Giorgio Carrera i oczywiście Paolo Rossi, tak ten Paolo Rossi później-sza gwiazda Juventusu i Squadra Azzur-ra. Przez Europę jednak Vicenza tylko przemknęła, kończąc udział w Pucharze UEFA już w pierwszej rundzie, gdzie

musiała uznać wyższość Dukli Praga. A to był dopiero początek rozczarowań, bo niemalże ten sam skład, wciąż z Ros-sim na pokładzie, który zdobywał srebrne medale, w następnym campio-nato spadł do Serie B! Potrzeba było dwóch dekad, sportowego i ekonomicz-nego upadku aż Vicenza (już nie Lane-rossi) raz jeszcze namieszała na półwy-spie Apenińskim.

Sezon 1996/97, Vicenza Calcio sięga po Puchar Włoch, pokonując w finałowym dwumeczu Napoli (0:1 na San Paolo i 3:0 u siebie). Kto jednak myśli, że Bianco-rossi skupili się tylko na pucharze, a w lidze pałętali się w okolicach strefy spadkowej jest w błędzie. Podopieczni Francesco Guidolina rozegrali świetny sezon. Ligę zakończyli na ósmej pozycji,

Page 25: Forza Italia #3

najwyższej od wicemistrzostwa z sezonu 1978, a przez dziewięć kolejek z rzędu okupowali podium. W tamtych rozgryw-kach ich ofiarą padły zarówno Juventus, Lazio, jak i oba mediolańskie giganty. Milan zresztą został odprawiony też w Pucharze na etapie ćwierćfinału (1:1 i 0:0). Postaci, które wiodły prym w tam-tym czasie to m.in.: Luca Mondini, Ro-berto Murgita, Massimo Beghetto, Gi-ampiero Maini, Domenico Di Carlo, Giovanni Lopez, Fabio Viviani, Luigi San-tor, Gabriele Ambrosetti, Marcelo Otero (najlepszy strzelec 13 trafień). Taka gra była jednak tylko uwerturą do kolejnego sezonu. To, jak rozpanoszyła się Vicenza w Pucharach, zaskoczyło chyba też jej kibiców. Na dzień dobry Legia Warszawa (2:0; 1:1) potem Szachtar Donieck (3:1 i 2:1). Następnie Roda Kerkrade (4:1; 5:0) i w półfinale londyńska Chelsea, ta z grającym managerem Gianlucą Viallim, Roberto Di Matteo i brylującym Gian-franco Zolą, jego kompanem w ataku Tore Andre Flo i jeszcze kilkoma uzna-nymi nazwiskami. Jednak w pierwszym meczu na Stadio Romeo Menti di Vi-cenza górą byli gospodarze 1:0 po bramce Lamberto Zauliego. W Londynie na prowadzenie też wyszli Lanerossi i wydawało się, że sen będzie trwać, ale w rolę budzika wcielili się The Blues: Poyet, Zola, Hughes i finał Pucharu Zdo-bywców Pucharów trzeba było oglądać w telewizji. Nie zmienia to jednak faktu, że Vicenza zapisała piękną kartę w swo-

jej historii. Spośród zawodników, którzy przyczynili się to tej przygody największą karierę zrobił Massimo Ambrosini, wy-pożyczony na sezon 1997/98 z Milanu, do którego powrócił zaraz po nim i z którym wygrał wszystko, co było do wygrania w piłce klubowej. Można przy-pomnieć też Francesco Coco, również wypożyczonego z Mediolanu, dla które-go Vicenza miała być pierwszym kro-kiem w wielkiej karierze, a który prze-padł w późniejszych latach. Biancorossi zbudowali natomiast nazwisko France-sco Guidolina, który po jej opuszczeniu prowadził m.in. Udinese, Parmę a obec-nie Swansea. Vicenza nigdy już nie zbli-żyła się do wyników z lat 1995-1998 w 2001 roku spadła z Serie A i do dziś nie powróciła na ten poziom, zaliczając też trzy lata temu degradację z Serie B. Po

roku banicji powróciła na zaplecze wło-skiej ekstraklasy i gra tam obecnie.

Jedyny raz Ceseny i legendarna Perugia

Po przybliżeniu momentów Vicenzy Calcio z lat 70-tych i 90-tych wracamy do tego pierwszego okresu aby wspo-mnieć o Cesenie i Perugii. W sezonie 1975/76 Koniki morskie osiągnęły swój najlepszy wynik w historii. Cesena w siódmej dekadzie XX wieku, lawirowała pomiędzy Serie B i A, a rozgrywki o któ-rych teraz wspominamy były trzecim sezonem z rzędu w elicie. Ostatecznie udało się je zakończyć na szóstym miej-scu pokonując u siebie m.in. Romę, Mi-lan czy Juventus. Tylko siedem porażek w 30 spotkaniach pozwoliło pokazać plecy w tabeli obu rzymskim klubom, Fiorentinie i dzięki lepszej różnicy bra-mek Bolognii. Najważniejszymi posta-ciami tego teamu byli: Giancarlo Oddi, Lamberto Boranga (bramkarz), Luigi Danova, Sergio Zuccher i Giovanni Urban (najlepszy strzelec – 8 goli). Na-stępny sezon to niemalże bliźniacza historia jaka dwa lata później była udzia-łem Lanerossi Vicenza. W Pucharze UEFA za mocny w pierwszej rundzie okazał się Magdeburg (0:3 w Niem-czech, 3:1 u siebie), a sezon ligowy za-kończył się spadkiem do Serie B! Od 40 lat Cesena nie jest w stanie nawiązać do osiągnięcia zespołu prowadzonego wte-dy przez Giuseppe Marchioro. Obecnie jedyne na co ją stać to awans raz na jakiś czas do Serie A.

Page 26: Forza Italia #3

Dużo bardziej spektakularny jest jednak wynik Perugii z sezonu 1978/79 która w tamtym czasie zasłużyła sobie na przy-domek L'imbattibilità czyli niepokonana. 30 kolejek i ani jednej porażki! Jako pierwszy klub w historii mogła pochwa-lić się takim wynikiem. Poza nią później udało się to jeszcze tylko Milanowi 1991-1992 (sezon liczył wtedy 34 kolej-ki) i Juventusowi 2011-2012 (38 kole-jek). Jednak z tej trójki tylko Perugia nie zdobyła mistrzostwa bo aż 19 meczów zremisowała i musiała zadowolić się drugą lokatą, trzy oczka za Milanem. Nie zmienia to jednak faktu, że gracze Ilario Castagner’a odnieśli wtedy ogromny sukces i awansowali do Pucharu UEFA. Nie były to jednak pierwsze międzyna-rodowe rozgrywki tego klubu. Wcześniej Perugia – pierwszy raz jako zwycięzca Serie B (!)- rywalizowała w Pucharze Mitropa (grały tam kluby z Włoch, Szwajcarii, Austrii, Węgier, Czechosło-wacji, Jugosławii i Rumunii) oraz w Pu-charze Karla Rappmana, który później przemianowany został na Puchar Inter-toto. Jednak nigdy nie były to rozgrywki o takim prestiżu jak Puchar UEFA czy Puchar Mistrzów, a na tych skupiamy się w tym tekście.

Niestety tego sukcesu drużyny nie było dane świętować Renato Curiemu, jed-nemu z ważniejszych graczy Perugii w latach 1974-77. Wraz z Gryfami awan-sował do Serie A w 1974 roku i na naj-wyższym szczeblu był centralną postacią środka pola Perugii. Zapisał się również w historii Torino. Otóż jego gol dający zwycięstwo Perugii 1:0 w ostatniej ko-lejce campionato 1975/76 z Juventusem przypieczętował siódme scudetto w historii dla Byków. Do dzisiaj to zarazem ostatnie zdobyte przez nich mistrzostwo Włoch jak i pierwsze i (póki co) jedyne po tragedii Grande Torino na wzgórzu Suprega w 1949 roku. W kolejnym sezo-nie wraz z Curim w składzie Perugia zajęła szóstą lokatę i przystąpiła do ry-walizacji w Pucharze Mitropa. Sezon 1977/78 miał być kolejnym krokiem w przód zarówno dla 24 letniego zawodni-ka jak i rozwijającego się zespołu. Nie-stety był to jeden z najtragiczniejszych sezonów w historii Biancorossich. 30 października 1977 roku Perugia na swo-im stadionie podejmowała Juventus. Mecz toczył się przy ulewnym deszczu i w takich warunkach w piątej minucie drugiej połowy Curi upadł na boisko. Nagłe zatrzymanie krążenia, tak brzmi opis z sekcji zwłok. Renato Curi zmarł na

stadionie, który nosi jego imię od 26 listopada 1977 roku. Dwa lata po tych wydarzeniach, jesienią 1979 roku, Peru-gia zadebiutowała w poważnych roz-grywkach kontynentalnych. Pierwszym rywalem w Pucharze UEFA okazał się klub z ówczesnej Jugosławii – Dinamo Zagrzeb. Tę przeszkodę udało się poko-nać (1:0 w dwumeczu, po zwycięstwie u siebie), być może zaprocentowało do-świadczenie z Pucharu Mitropa? Nato-miast w kolejnej rundzie kiedy przyszło zmierzyć się z rywalem spoza tego kręgu przygoda z Pucharem UEFA została za-kończona. Aris Saloniki po remisie w pierwszym meczu 1:1 w rewanżu, w Italii, nie dał im szans i pewnie zwyciężył 3:0. Sezon 1979/80 I Grifoni zakończyli jeszcze na ósmej pozycji, ale już w na-stępnym żegnali się z Serie A i zakończyli pasmo swoich sukcesów. Na najwyższy szczebel udało się wrócić dopiero w sezonie 1995/96, a następnie w roz-grywkach 1997/98 i występowali w niej nieprzerwanie do sezonu 2003/2004. Latem 2003 roku przy trzecim podejściu wygrali Puchar Intertoto pokonując w finale VfL Wolfsburg co dało przepustkę do Pucharu UEFA. W pierwszej rundzie zespół pod wodzą Serse Cosmiego po-konał Dundee United, w drugiej wziął

Page 27: Forza Italia #3

rewanż po latach na Arisie Saloniki (2:0 u siebie, 1:1 w Grecji). Ostatnią prze-szkodą było PSV Eindhoven (0:0 i 1:3 w Holandii). Kolejny raz jednak okazało się, że ciężko jest pogodzić grę w pucharach z ligowymi zmaganiami, do utrzymania zabrakło dwóch punktów i ten spadek zapoczątkował regres klubu nie tylko sportowy, ale też organizacyjny. Po ogłoszeniu bankructwa w 2010 roku Perugia rozpoczęła zmagania w Serie D. Obecnie od dwóch lat Biancorossi są średniakiem w Serie B.

Awans do pucharów pierwszym kro-kiem do mistrzostwa. Hellas Werona

Żeby pokazać, że sukces ligowy i awans do pucharów nie muszą być pocałun-kiem śmierci, warto przypomnieć histo-rię Hellasu Werona. Do sezonu 1982/83 ten klub, to pojawiał się w Serie A, to znikał. W roku 1982 do niej awansował - swoją drogą również zgodził się na grę w Pucharze Mitropa, jako zwycięzca Serie B - ale to nie przeszkodziło Hellasowi, jako beniaminkowi zająć czwarte miej-sce w lidze i zakwalifikować się do Pu-charu UEFA. Trener Osvaldo Bagnoli swój skład oparł na doświadczonych Luciano Spinosim, Domenico Volpatim,

Brazylijczyku Dirce, Domenico Zenzo (15 bramek), wspomnianym wcześniej przy okazji Vicenzy Luciano Marangonie. Bramki strzegł późniejszy mistrz Włoch z Napoli Claudio Garella. Swoją małą ce-giełkę dołożył również nasz Władysław Żmuda (ledwie dwa występy). Ta kadra niemalże w komplecie zameldowała się na starcie nowego sezonu, który w lidze zakończyła na szóstej pozycji, a w Pu-charze UEFA odpadła już w drugiej run-dzie. Najpierw uporała się z Crveną Zvezdą (1:0 i 3:2). Rywalem nie do przej-ścia okazał się natomiast Sturm Graz (2:2 i 0:0). Po tym przetarciu i pogodze-niu gry w pucharach z ligą nadszedł se-zon 1984/85 zakończony mistrzostwem Włoch! Do zawodników wymienionych wcześniej doszedł wcześniejszy mistrz kraju z Juventusem Giuseppe Galderisi, który został najlepszym strzelcem z je-denastoma bramkami. Pojawili się też Hans-Peter Briegel i Duńczyk Preben Elkjær Larsen. Wszystkimi oczywiście dowodził Osvaldo Bagnoli. W Pucharze Europy Gialloblu najpierw zmierzyli się z PAOK Saloniki (3:1 i 2:1) a następnie z… Juventusem, który bronił tytułu zdoby-tego przed rokiem na Heysel. Juventus musiał grać dwa mecze przy pustych trybunach więc decydujący mecz z Hel-

lasem odbywał się bez udziału publicz-ności. Gospodarze zwyciężyli 2:0, a po-nieważ w pierwszym meczu goli nie było mistrz Italii został wyeliminowany przez obrońcę pucharu. Sezon ligowy Hellas zakończył na 10 pozycji, ale jeszcze rok później był czwarty i znów znalazł się w Pucharze UEFA, w którym doszedł do ćwierćfinału, eliminując po drodze Po-goń Szczecin (1:1 i 3:1 w Weronie). Utrecht podobnie jak Portowcy zremi-sował przed własną publicznością, by na Marcantonio Bentegodi ulec 1:2. W 1/8 finału Sportul Studențesc Bukareszt przegrał z włoskim rywalem dwukrotnie (3:1 i 1:0). W ćwierćfinale, Werder Bre-ma okazał się zespołem, który potrafił pokonać Hellas na jego śmieciach (1:0) i po remisie 1:1 w rewanżu to on awan-sował do półfinału. Hellas w Serie A zagrał jeszcze trzy sezony, opuszczając jej szeregi w 1990 roku, wciąż pod wo-dzą trenera Bagnoliego. Do najwyższej klasy rozgrywkowej udało się jeszcze powracać czterokrotnie, ale już na eu-ropejskie salony, póki co, nie. Planem na najbliższy sezon będzie natomiast piąty awans do elity włoskiej piłki, po spadku w dopiero co zakończonym campionato.

Page 28: Forza Italia #3

Chievo Werona: dwukrotnie negatyw-nie zweryfikowani w Europie

Takiego problemu nie będą mieli w tym sezonie w innym klubie z Werony – Chievo. Latające Osły spokojnie utrzy-mały się w lidze i niemalże zabetonowa-ły się w samym środku tabeli. Wyżej został przytoczony przykład Vicenzy, która jako beniaminek, zameldowała się od razu na drugim miejscu w tabeli i podobne osiągnięcie stało się udziałem Chievo w sezonie 2001/02. Co prawda nie udało się wskoczyć na podium, ale podczas swojego pierwszego w historii sezonu, w najwyższej klasie rozgrywko-wej, Chievo uplasowało się na piątej lokacie i wywalczyło szansę gry w Pu-charze UEFA! Architektem tego sukcesu był Luigi Delneri. W bramce z numrem 10 (!) stał mistrz Włoch z Romą, Cristia-no Lupatelli. Za ład i porządek w obronie odpowiadali Lorenzo D'Anna oraz Mau-rizio D'Angelo, grający w Chievo kolejno od 1994 i 1991 roku. Skrzydła na swoje barki wzięli Brazylijczyk-Luciano (później epizodzik w Interze) oraz Iworyjczyk-Christian Manfredini, wychowanek Ju-ventusu. Środek pola to było królestwo obecnego szkoleniowca Chievo, Eugenio Coriniego oraz późniejszego mistrza świata z Niemiec - Simone Perrotty. W ataku dobrze spisywali się Massimo Marazzina i Bernardo Corradi. W Pucha-rze UEFA, jak to wcześniej się zdarzało, pierwszym przecinkiem był klub z byłej Jugosławii. W tym przypadku akurat Crvena Zvezda Belgrad, która okazała się rywalem nie do przejścia. 0:0 w Belgra-dzie przyjęto jako niezły wynik, ale na Bentegodi goście trafili dwukrotnie, a Chievo nie potrafiło na to odpowiedzieć pomimo, że miało w składzie Oliviera Bierhoffa. Ważnym ogniwem tamtego zespołu stał się wtedy też Nicola Legrot-taglie. Chievo, podobnie jak Hellas, nie podzieliło losów innych klubów i spokojnie wciąż grało w Serie A, w sezonie 2005/06 otrzymując przepustkę do eliminacji Ligi Mistrzów. Słowo „otrzymując” jest tutaj jak najbardziej na miejscu. Wszyscy pamiętamy calcio-

poli. Fiorentina i Lazio, które wyprzedzi-ły Chievo, w tabeli otrzymały karę -30 punktów, co wywindowało Chievo na czwartą lokatę. Milan, który również otrzymał taki wyrok miał nad ekipą z Werony 34 oczka przewagi i zajął trzecie miejsce. Jak się okazało drużyna Giu-seppe Pillona pomimo tego, że „na bo-isku” też wywalczyła sobie prawo gry w Pucharach (siódma lokata), nie była do tego zupełnie przygotowana. W eli-minacjach Champions League nie pora-dziła sobie z Lewskim Sofia (0:2 i 2:2). Do grupy Pucharu UEFA drogę zagrodził natomiast Sporting Braga, który wygrał pierwszy mecz 2:0, a drugi po dogrywce przegrał 1:2. Na domiar złego to nie był koniec fatalnych wyników Latających Osłów. Już po sześciu kolejkach ligo-wych, pracę stracił Pillon, jego miejsce zajął dobrze znany Delneri, ale nawet on nie zdołał utrzymać klubu w Serie A. Tym razem więc puchary odcisnęły swo-je piętno na rozgrywkach ligowych. Chievo do ligi powróciło po roku banicji i spokojnie gra w niej do dziś.

Przyjemny epizod Livorno

Co ciekawe reorganizacja tabeli po cal-ciopoli pozwoliła na jedyny występ w Europie Livorno, które zajęło szóstą lokatę. Sezon na ławce trenerskiej za-czynał Roberto Donadoni, po 24 kolej-kach zastąpił go Carlo Marzone, ale legendarny trener odszedł po sezonie z klubu. O sile tamtej ekipy stanowili pił-karze świetnie znani na Półwyspie Ape-nińskim: Marco Amelia, Cristino Lucarel-li (oczywiście najlepszy strzelec), Stefano Morrone, Rafaele Palladino czy wspo-mniany wcześnie Francesco Coco, dla którego był to tak naprawdę ostatni sezon w poważnej piłce. Toskańczycy w Europie, już pod batutą Daniele Arrigo-niego, zaprezentowali się dosyć solidnie. W ostatniej rundzie eliminacji (czyli tam gdzie Chievo odpadło z Bragą) ograli austriacki Pasching (2:0 i 1:0). W pięcio-zespołowej grupie zajęli trzecie, pre-miowane awansem miejsce, za Rangers i Maccabi Haifa, a przed Auxerre i Partizanem Belgrad. Wyniki prezento-

wały się następująco: Rangers u siebie 2:3, Partyzan (w) 1:1, Maccabi (d) 1:1 i Auxerre (w) 1:0 – mecz o awans. W 1/16 nie sprostali późniejszemu finali-ście Espanyolowi. W pierwszym meczu, rozgrywanym przy pustych trybunach w Parmie, przegrali 1:2. Mecz został tam przeniesiony z powodu decyzji rządu włoskiego po zajściach w derbach Sycylii Palermo-Catania, kiedy zginął policjant. Rewanż to porażka 0:2. Sezon połączony z grą w Europie udało się ukończyć na 11 miejscu, ale już rok później Livorno okazało się najgorsze w stawce i opuści-ło Serie A. Ostatni raz we włoskiej eks-traklasie występowało w rozgrywkach 2013/14, a w tym roku zostało zdegra-dowane do Lega Pro.

To było kilka przykładów przygód wło-skich klubów z drugiego szeregu w eu-ropejskich pucharach. Warto przypo-mnieć, że szerszej publiczności pokazy-wały się również m.in. Cagliari – trzy-krotnie, ostatni raz w sezonie 93/94. Empoli w 2007/08 okupionym, jakżeby inaczej, spadkiem z ligi! Atalanta zano-towała dwa występy. Co ciekawe Udine-se, które przyzwyczaiło nas do gier w Europie debiutowało w Pucharze UEFA w sezonie 1997/98 z łódzkim Widze-wem! Genoa natomiast, najstarszy wło-ski klub, dziewięciokrotny mistrz Włoch, w pucharach pokazała się tylko dwu-krotnie! 1991/92 i 2009/10. Tym bar-dziej musi boleć ich kibiców, że w sezo-nie 2014/15 nie otrzymała licencji od UEFA kosztem Sampdorii, dużo bardziej utytułowanej na tym polu od swojego derbowego rywala. Tym razem przed debiutem stoi Sassuolo i wypada trzy-mać za nich kciuki. Po pierwsze, aby dobrze zaprezentowało się w Lidze Eu-ropy, bo punkty dla ligi są bezcenne. Po drugie, aby połączyło dobrą grę tam ze zmaganiami ligowymi i przynajmniej spokojnie utrzymało się w Serie A, co jak pokazywała historia wcale nie jest takie łatwe.

Łukasz Szymański

Page 29: Forza Italia #3

Miralem Pjanić jest bośniackim piłka-rzem występującym na pozycji środko-wego pomocnika. Niedawno zamienił Romę na Juventus!

Swoje pierwsze piłkarskie kroki stawiał na boiskach francuskiej Ligue 1. W se-niorską piłkę wchodził jako zawodnik Metz. Nieznany wtedy szerszej publicz-ności Pjanic notował świetne występy i ciągnął grę swojej drużyny. Wielu euro-pejskich skautów klubów z Anglii, Nie-miec, Hiszpanii i Włoch widziało w nim potencjał na świetnego pomocnika. Przez długi okres czasu jego gra była

uważnie obserwowana. W końcu po Bośniaka sięgnęła ligowa potę-ga - Olympique Lyon kupując go za 7.5 miliona Euro. Lyon wydawał

się być idealnym klubem do rozwoju. Cechują się świet-nymi wychowankami i wie-loma gwiazdami. Sam Pja-nic miał możliwość podpa-trywania "Mistrza Rzutów Wolnych" i legendę, Ju-ninho Pernambucano czy Toulalana. Gra wśród

takich piłkarskich geniuszy pozwalała 20-latkowi na

dużą swobodę i odrobinę fantazji. Mimo tego, że naj-większymi atutami piłkarza są

strzały z dystansu i świetne podania, Pjanic nie strzelał zbyt

wielu goli i nie asystował

kolegom. Był on jednak dość ważnym piłkarzem dla francuskiej drużyny.

Dobra gra Pjanica zaowocowała transfe-rem do Romy za 11 milionów Euro. Bo-śniak był prawdziwym strzałem w "10" działaczy rzymskiego klubu. Świetnie odnalazł się na Stadio Olimpico, gdzie, wraz z Daniele De Rossim, stworzył po-tężny środek pola. Później do Romy trafił także Radja Nainggolan, który również okazał się bombą transferową. Belg i Bośniak idealnie się uzupełniali. Ninja był od zadań defensywnych i czar-nej roboty, natomiast Pjanic notował asyty i grał bardziej ofensywnie. W ciągu 5 lat w Rzymie zdobył naprawdę wiele. Młodzieżowy reprezentant Luksembur-gu dwukrotnie zdobył wicemistrzostwo Włoch, przegrał finał Pucharu Włoch z Lazio, a w swoim pożegnalnym jak się okazało sezonie wraz z Romą zajął trze-cie miejsce za plecami Juve i Napoli.

W ciągu pobytu w Romie, Miralem Pja-nic stał się etatowym wykonawcą sta-łych fragmentów gry. W pewnym mo-mencie swojego pobytu w stolicy Włoch był piłkarzem z najwyższym % goli zdo-bytych z rzutów wolnych. Bośniak ma nieprawdopodobnie ułożoną prawą nogę, co pozwala mu oddawać groźne uderzenia zarówno z dalszych, jak i bliż-szych odległości. Wiele wskazuje na to, że technikę wykonywania rzutów wol-nych Pjanic podpatrzył u wcześniej już przytoczonego Juninho Pernambucano.

W ciągu dwóch ostatnich sezonów wiele mówiło się o odejściu Pjanica. Forma piłkarza była naprawdę świetna i ścią-gnął na siebie oczy całego świata. Od dłuższego czasu znajdował się pod ob-serwacją Barcelony, Bayernu, a także Juventusu, do którego ostatecznie trafił, co wywołało wiele kontrowersji na Pół-wyspie Apenińskim. Juventus jest mało lubianym klubem we Włoszech, co spo-wodowało, że transfer odbił się gorzkimi reakcjami. Wielu kibiców rzymskiego klubu znienawidziło Bośniaka. Niszczone były nawet klubowe koszulki z jego na-zwiskiem... Obecnie mało jest piłkarzy podobnych do Tottiego, którzy są goto-wi być z jednym klubem przez całą ka-rierę... O tym, kto i gdzie będzie grał, decydują najczęściej pieniądze, a klu-bowe sentymenty schodzą na drugi plan. W ostatnich latach walka między Romą, a Juventusem o Scudetto była bardzo pasjonująca, jednak "Stara Da-ma" nie spoczywa na laurach i dokonuje poważnych wzmocnień, które mogą sprawić, że znowu ucieknie reszcie ligi z wielką przewagą.

Przyszły sezon na pewno będzie cieka-wy, a w starciach Romy z Juventusem będziemy mieli dodatkowy smaczek. Z niecierpliwością czekamy na mecz na Stadio Olimpico i "przywitanie" Pjanica.

Marcin Ostrowski|AS Roma Poland

Page 30: Forza Italia #3

O tym że Włochy to jedna z najbardziej zasłużonych piłkarskich nacji nie trzeba nikogo przekonywać. W końcu piłkarze z półwyspu Apenińskiego wielokrotnie pokazywali swoją siłę na Mistrzostwach Świata, czy też Europy, a w kadrze zawsze mieli wspaniałych piłka-rzy, od Meazzy przez Rivę i Zoffa, aż po Maldiniego, czy Pirlo. Na wielkich turniejach Italia wywalczyła aż 11 medali, ale mimo to na Mistrzostwach Europy złoto zdobyli tylko raz, a było to niemal 50 lat temu, na turnieju w swojej ojczyźnie. Były to bardzo spe-cyficzne Mistrzostwa, wystarczy chyba powiedzieć, że Włosi wygrali wtedy tylko jeden mecz w finałach! Cofnijmy się w tamte lata!

Eliminacje

Aby dobrze wczuć się w klimat tamtych mistrzostw trzeba zacząć od eliminacji do turnieju, w których udział wzięło aż 31 drużyn, w tym Polska. Zasady były wtedy trochę inne niż dziś – drużyny walczące o udział w mistrzostwach zostały podzielone na osiem grup. W

siedmiu grupach były 4 drużyny, a w jednej 3, co ciekawe Włosi

pomimo bycia gospodarzem musieli walczyć o awans. Dodatkowo za wygraną dostawało się wtedy 2 punkty, a nie 3, tak jak dziś. Gospodarze trafili do grupy

ze Szwajcarią, Cyprem i Ru-munią. Azzurri mu-sieli z każdą z tych ekip zagrać dwa mecze i gdy-by nie remis z Helwetami mie-liby komplet punktów, więc piłka-rze z Italii bez najmniej-szych problemów przebrnęli przez eliminacje. Podobnie jak Hiszpa-nia, Bułgaria, ZSRR, Francja, Jugosła-wia, Węgry i Anglia. Polska niestety zajęła 3 miejsce w grupie za Belgią i Francją.

Page 31: Forza Italia #3

Mistrzostwa zostały rozegrane w dziw-nej formule ponieważ każda z drużyn która wygrała grupę dostawała się do dwumeczów, po których dopiero za-czynały się finały. W swoim dwumeczu zmierzyli się Bułgarią. Pierwsze spotka-nie odbyło się w Sofii, gdzie gospodarze pokonali Włochów 3:2, a jedna z bra-mek dla Italii padła po samobójczym uderzeniu bułgarskiego piłkarza Pane-wa.

Rewanż odbył się dwa tygodnie później w Neapolu, a na trybunach zasiadło około 100 tysięcy kibiców. Gospodarze wiedzieli, że od początku muszą zaata-kować i już w 14 minucie objęli prowa-dzenie po bramce Pierino Pratiego, a w drugiej połowie na 2:0 podwyższył Angelo Domenghini. Ostatecznie udało im się dowieść ten wynik do końca, co dało im awans do finałów turnieju w swoim kraju.

Zaczynamy Finały!

Na placu gry zostały już tylko 4 druży-ny: Anglia o finał grała z Jugosławią, a Włochy z ZSRR. Mecz z Radziecką dru-żyną odbył się 5 czerwca 1968 roku w

Neapolu i gdyby nie łut szczę-ścia, to finale zobaczyliby-

śmy ZSRR a nie gospo-darzy. Dlaczego?

Przez cały mecz utrzymywał się

wynik 0:0, a rzutów kar-nych wtedy nie prakty-kowano dla-tego decy-dował... rzut

monetą! Mo-neta spadła tak,

że to Włosi mogli cieszyć się z awansu

do finału. W drugim półfinale rozegranym we

Florencji Jugosławia dzięki ge-niuszowi Dragana Džajića pokonała Anglię. Džajić na 4 minuty przed koń-cem pokonał Gordona Banksa pięknym lobem, w wyniku czego 8 czerwca na

Stadio Olimpico o Mistrzostwo Europu miały powalczyć reprezentacje Włoch i Jugosławii. W tym pojedynku znów zabłysnął Džajić, który w 32' minucie wyprowadził Bałkańską drużynę na prowadzenie. Jugosłowianie pewnie dowieźliby to prowadzenie do końca, gdyby nie pewne feralne zdarzenie w 80' minucie... jeden z Włochów był faulowany i sędzia podyktował rzut wolny. Arbiter zajął się ustawianiem muru, a Domenghini oddał strzał, na który nikt nie był przygotowany. Sędzia uznał tę bramkę, a wynik do końca już się nie zmienił, więc rewanż wyznaczo-no na dwa dni później. Tego dnia na Stadio Olimpico stawiło się o połowę kibiców mniej niż na pierwszym meczu. Włosi zaczęli ten mecz w innym zesta-wieniu niż wcześniej i w składzie Squ-adra Azzura znalazł się między innymi Luigi Riva (najlepszy strzelec w historii reprezentacji Włoch) i to właśnie on wyprowadził swój zespół na prowadze-nie w 12 minucie meczu, a dziewiętna-ście minut później Anastasi podwyższył na 2:0, dzięki czemu Italia sięgnęła po jedyny złoty medal Mistrzostw Eu-ropy w historii. Królem strzel-ców Włoskiego turnieju został Džajić, który zdobył w nim łącznie... 2 bramki. Ale przecież w dzień pierwszego finału odbył się też mecz o trzecie miej-sce, w którym zmierzyły się drużyny Anglii i ZSSR, w składzie drużyny z wysp któ-ra była aktualnym Mistrzem Świata byli wtedy tacy piłkarze jak Gordon Banks czy Bobby Charlton oraz jego Brat Jack. Na-tomiast w składzie ZSRR mieliśmy wszystkich zawodników z Ra-dzieckich klubów, nie było już Lwa Jaszyna, który ostatni mecz w reprezentacji na-rodowej rozegrał rok wcześniej. Co ciekawe w druży-nie Mikhaila Yakushina nie

było żadnego zawodnika który miałby więcej niż 29 lat, najstarszy był 29-letni Igor Chislenko. Mecz był rozgrywany na Stadio Olimpico tego samego dnia co finał, w 40' minucie Bobby Charlton wyprowadził ,,Synów Albionu” na pro-wadzenie a już 20 minut później pod-wyższył Goeffrey Hurst i ZSSR nie udało się już nic zrobić i brązowy medal zdo-byli Mistrzowie Świata – Anglicy.

Włosi w finałach tamtego euro wygrali tylko jeden mecz – powtórzony finał, w którym i tak pomógł im sędzia (Riva był na spalonym), a przecież nie znaleźliby się w nim gdyby nie rzut wolny Do-menghiniego, a żeby awansować do pierwszego finału musieli mieć dużo szczęścia w rzucie monetą. Dodatkowo warto powiedzieć, że były to pierwsze Mistrzostwa Europy na których grano piłką w łaty, które miały poprawić wi-doczność w telewizji. Były to też bardzo nudne mistrzostwa do oglądania, po-nieważ średnia goli na mecz wyniosła 1.40...

Franek Jankowski

Page 32: Forza Italia #3

Tytuł może jest nieco na wyrost, bowiem żaden z potentatów calcio (może poza Parmą) obecnie nie błąka się po niższych klasach rozgrywkowych. Przedstawimy jednak kilku nie-gdyś liczących się pierwszoligowców, którzy obecnie wałęsają się po peryferiach italskiego systemu ligowego.

Parma - oczywiście "Crociati" muszą iść na pierwszy ogień. Dwukrotny zdo-bywca Pucharu UEFA, trzykrotny tryum-fator Pucharu Włoch. Najbardziej wybit-ny spośród "upałych tytanów". Drużyna z regionu Emilia-Romania zdegradowa-na rok temu do Serie D powoli kroczy, aby wrócić na swoje miejsce. Miniony sezon ukończyli na szczycie swojej grupy w czwartej klasie rozgrywkowej dzięki czemu pewnie wywalczyli awans do trzeciej ligi, ale wcale nie oznacza to, że byli zdecydowanym hegemonem wśród najniżej sklasyfikowanych drużyn profe-sjonalnego szczebla rozgrywkowego Italii. Otóż podczas fazy play-off o mi-strzostwo Serie D ulegli w trzyzespoło-wej fazie grupowej niegdyś drugoligo-wemu Gubbio. A jeszcze bardziej zawie-dli w rozgrywkach Coppa Italia Serie D, gdzie zostali wykoszeni w... rundzie eliminacyjnej (przed 1/32 finału), gdzie po rzutach karnych ulegli nikomu nie znanemu Correggese.

W przyszłym sezonie ekipa ze Stadio Ennio Tardini stanie do boju o przepust-ki do Serie B. Rywalami Parmy w Lega Pro – grupie A (zonie północnej) będą tam firmy, jak Venezia, Piacenza (o któ-rych będzie mowa niżej), Como, Padova czy sensacyjny półfinalista tegorocznej Coppa Italia – Alessandria. O awans wcale nie musi być łatwo...

Catania – jeszcze nie tak dawno naj-bardziej argentyński klub Półwyspu Apenińskiego i całej Europy. Kiedy w latach 2012-2013 Sycylijczycy byli po-strachem Serie A niewiele brakowało, aby całą ich wyjściową jedenastkę sta-nowili Argentyńczycy. Dzisiaj niestety to już wręcz zamierzchła przeszłość, choć minęły niespełna trzy lata. W 2014 "Ele-fanti" opuścili szeregi Serie A. Sezon 2014/2015 ukończyli w środku drugoli-gowej klasyfikacji, ale w sierpniu ubie-głego roku włoska federacja spuściła ich na trzeci szczebel rozgrywkowej za uczestnictwo w korupcyjnych żniwach.

Dodatkowo kampanię trzecioligową musieli rozpocząć z dziesięcioma ujem-nymi punktami. Podczas pierwszego od kilkunastu lat sezonu wśród trzeciej kategorii spisywali się przeciętnie i osta-tecznie ledwo ledwo uniknęli barażów o utrzymanie. A nawet gdyby zwrócić im te 10 oczek, to zajęliby odległe siódme miejsce. Czy w nowych rozgrywkach Lega Pro – grupa C (południowa) już z czystym kontem będą brać czynny udział podczas rywalizacji o drugą ligę?

Perugia – swoje lata świetności ten zespół miał pod koniec lat 70-tych (w sezonie 1978/1979 zdobyli wicemistrzo-stwo Włoch i zostali pierwszym klubem w historii calcio, ukończył sezon Serie A bez żadnej porażki) oraz na przełomie XX i XXI wieku, gdy u sterów zarządu stał tam kontrowersyjny Luciano Gaucci. Tak, tak ten sam, który zatrudnił w swo-jej drużynie syna libijskiego dyktatora Muammara Kadaffiego, chciał zaanga-żować do męskiej drużyny dwie piłkarki,

Page 33: Forza Italia #3

czy nagle odmówił angażu koreańskie-mu napastnikowi Ahn Juhn-Hwanowi za strzelenie Włochom gola, który wyeli-minował "Squadre Azzurra" w 1/8 finału Mundialu 2002.

Perugia grono pierwszoligowców opu-ściła w roku 2004 (czyli kiedy liczebność Serie A zwiększano z 18 do 20 drużyn) i do dziś nie wróciła. W 2005 ubiegali się o powrót do elity i wywalczyliby go dzięki karnej degradacji Genoa CFC. Jednak barierę dla nich stanowiła fatal-na sytuacja finansowa, która zmusiła umbryjskich "Grifoni" rozpocząć od zera. Pięć lat później znów ogłosili bankruc-two. Od tej pory mozolnie brną przez kolejne szczeble od istniejącej wówczas jako piąta liga Serie D do Serie B. Łącznie przebrnęli przez trzy klasy rozgrywkowe. W 2014 roku po ograniu Frosinone w ostatniej kolejce zwyciężyli swoją grupę na stopniu trzecioligowym i powrócili do drugiej lasy rozgrywkowej po dziesięciu latach rozbratu. Tu są takim solidnym średniakiem, ale póty co od promocji do Serie A dzielą ich długie mile. Jestem jednak przekonany, że skoro rok temu udało się takiemu Frosinone, to prędzej czy później do pierwszoligowego towa-rzystwa znów zapuka nieco zapomniana ekipa ze Stadio Renato Curi.

Piacenza – na szczeblu Serie A grali w latach 1993-2003 z małą przerwą pod-czas dwóch kampanii - 94/95, 2000/2001. Nigdy nie wychylili nosa poza środek tabeli, a ich najlepszym miejscem było dwunaste. Największym osiągnieciem tego klubu był wyczyn ich napastnika Dario Hubnera, który w 2002 roku wspólnie z gwiazdorem Juve – Davidem Trezeguetem sięgnęli po tytuł capocannonieri Serie A zdobywając po 24 goli. Rok później jednak Piacenza wyleciała do drugiej ligi. W Serie B grała nieprzerwanie do 2011 roku, kiedy spo-tkała ją degradacja na trzeci szczebel. Rok później ogłosili bankructwo... było coraz gorzej. Rozpoczęli od totalnego zera, bowiem podnoszenie się z upadku rozpoczęli w amatorskiej lidze Eccellen-za. Miniony sezon jako czwartoligowcy udał im jednak nadzwyczajnie. Jako pierwsi w Serie D zaklepali sobie awans,

a cały sezon ukończyli jako wicemistrz tej klasy rozgrywkowej. Dotarli do wiel-kiego finału, gdzie musieli uznać wyż-szość Viterbese Castrense. Czy równie ochoczo będą rywalizowali o awans do Serie B przez najbliższy sezon?

Venezia – ekipa z miasta gondolierów spędziła łącznie w Serie A dwanaście sezonów. Ten godzien upamiętnienia zanotowali … podczas drugiej wojny światowej. Kampanię 1941/1942 ukoń-czyli jako trzecia siła kraju i dotarli do półfinału Coppa Italia. Rok wcześniej nawet sięgnęli po Puchar Włoch, ale ligę ukończyli w dolnej połówce tabeli. Póź-niej krótki epizod wśród elity w latach 60-tych oraz na przełomie stuleci. Sze-regi pierwszoligowców na dobre opuścili w roku 2002. Po serii bankructw nie-dawno ustabilizowali się jako trzecioli-gowiec. Czy w najbliższej przyszłości czeka ich walka o więcej, czy może ko-lejny zjazd w otchłań? Jak Venezię uformuje bogaty amerykański biznes-men i jednocześnie prawnik – Joe Taco-pina pełniący w nim funkcję prezesa?

Pro Vercelli - jeśli rzucimy hasłem, iż jest to siedmiokrotny mistrz Italii za-pewne większość złapie się za głowę. Aczkolwiek swoje scudetti zgarniali w latach 1907-1922, a więc ostatni raz na tronie zasiedli jeszcze dawniej aniżeli Genoa. W 1935 ostatni raz byli widziani jako pierwszoligowiec. Później długie, długie lata błąkali się między trzecią, a czwartą ligą. Jednak w 2012 roku po-wrócili do Serie B, w której poprzednio gościli w ... 1941 roku. Za pierwszym podejściem spadli, ale po roku wrócili do drugiej ligi. Najbliższy sezon będzie dla Pro Vercelli trzecim konsekutywnym wśród drugoligowych ekip. Są jednak kandydatem do spadku i ciężko będzie im zachować status uczestnika Serie B.

Siena – w Serie A byli całkiem solidną ekipą od 2003 do 2010 roku. A przy-najmniej przez ten czas aż do 2010 utrzymywali się z daleka od czerwonej kreski. Po Mundialu w RPA musieli przy-stąpić do drugoligowej kampanii, acz błyskawicznie wywalczyli awans. W

Page 34: Forza Italia #3

2013 ponowie osunęli do Serie B i od tej chwili było tylko gorzej. Po roku zban-krutowali i musieli zacząć od zera. Mi-niony sezon w trzeciej lidze był dla nich daleki od poważniejszych marzeń o awansie do Serie B. Doszli również do półfinału Coppa Italia Lega Pro, gdzie okazali się gorsi od Foggii po niezłym dramacie – pierwszy mecz u siebie zwy-ciężyli 5:2, ażeby wyjazdowy rewanż przegrać 1:6! Kolejny sezon będzie dla nich nową nadzieją na lepsze jutro i walkę o Serie B.

Bari - spośród aktualnie niepierwszoli-gowych drużyn zanotowali najwięcej, bo aż 30 sezonów w Serie A. Własny rekord ustanowili w 1947 roku, kończąc Serie A na siódmej lokacie. Jako jedyni z ów grona "upadłych tytanów" zdobyli jakieś istotniejsze międzynarodowe trofeum, bo w 1990 wywalczyli Puchar Mitropy. Ostatni raz pierwszoligowcem byli w 2011 roku. Aktualnie polują na kolejny awans do Serie A. Wszak trochę wstyd, żeby prawie 60-tysięczny stadion San Nicola oglądał tylko drugi poziom roz

Vicenza – 16 sezonów w Serie A. Su-miennym pierwszoligowcem byli w la-tach 60-tych. Jednak największy sukces osiągnęli w roku 1997 zdobywając Cop-pa Italia. Dało im to prawo występu w Pucharze Zdobywców Pucharów, gdzie w sezonie 97/98 dogalopowali aż do półfinału i tamże odpadli po dramatycz-nym dwumeczu z Chelsea. Był to ich jedyny udział w europejskich pucharach. Przygodę z najwyższym szczeblem ostatni mieli w 2001 roku. Obecnie ba-lansują między drugą, a trzecią ligą.

Brescia – 22 sezony w Serie A. Klub, w jakim kończył karierę legendarny Rober-to Baggio nigdy nie był sumiennym pierwszoligowcem, ale może pochwalić się Pucharem Anglo-Włoskim zdobytym w 1994 roku. Ostatnim ich sezonem u góry był 2010/2011. Rok temu spadliby do trzeciej ligi, gdyby nie karna degra-dacja Catanii.

Reggina - może Reggina spędziła tylko 9 sezonów u najlepszych drużyn kraju, ale kto oglądał Serie A podczas zeszłej

dekady musi doskonale pamiętać ten klub. Team z Reggio di Calabria zawsze plasował się poniżej 10 lokaty po zakoń-czeniu kampanii, jednak główny cel - uniknięcie degradacji zawsze spełniał. Pierwszy raz do Serie A zakwalifikowali się w 1999 roku, a od 2002 do 2009 spędzili tam siedem kolejnych lat. Od początku obecnej dekady rozpoczęli marsz na dno. Rok temu ogłosili upa-dłość, zostali reaktywowani i oczekują teraz nowego rozdania w Serie D.

Foggia – z pierwszoligową rzeczywisto-ścią u szczytu obcasu włoskiego buta zmagali się w połowie lat 60-tych, tro-chę w latach 70-tych, a swym złotym okresem cieszyli się na początku lat 90-tych. Wówczas zanotowali półfinał Pu-charu Mitropy oraz w 1995, tuż przed ostatecznym wylotem z elitarnego to-warzystwa półfinał krajowego pucharu. Obecnie są trzecioligowcem, aczkolwiek minioną kampanię uhonorowali zdoby-ciem Coppa Italia Lega Pro, gdzie w pół-finałach ze Sieną i finale przeciwko SPAL notowali doprawdy kosmiczne wyniki.

Page 35: Forza Italia #3

Livorno – klub, którego tifosi utożsa-miają się z komunistyczną ideologią skompletował osiemnaście sezonów w Serie A. Po powrocie z banicji w 2004 roku stali się całkiem solidną ekipą, któ-ra wywoływała respekt u najlepszych firm kraju. Sezon 2004/2005 ukończyli ósmi, a ich snajper Cristiano Lucarelli został królem strzelców ligi. Rok później było jeszcze lepiej, bowiem uplasowali się jako summa summarum szósta dru-żyna (po żniwach afery korupcyjnej) i awansowali do Pucharu UEFA – tam w sezonie 2006/2007 zaszli do 1/16 finału. Później balansowali między pierwszą, a drugą ligą. W 2014 roku zlecieli ostatni po raz do Serie B, a minioną kampanię "udekorowali" nieco zaskakującym wy-lotem do trzeciej ligi.

Lecce – od połowy lat 80-tych do po-czątku tej dekady generalnie wahali się

między pierwszą, a drugą ligą. W 2012 roku jednak wylecieli z Serie A, a chwilę później spotkała ich degradacja do trze-ciej ligi za udział w aferze korupcyjnej. Od tego czasu klub z regionu Puglia nieprzerwanie do dziś tkwi w Lega Pro.

Modena – miasto znane z producenta naklejek Panini. Miejscowy klub odha-czył trzynaście sezonów w Serie A. Ostatnio były klub Thiago Cionka pierw-szoligowym statusem mógł szczycić się w roku 2004. Niedawno jednak poże-gnali się z drugą ligą po dwunastu kon-sekutywnych sezonach gry tam i mogą tylko modlić się o lepszą przyszłość...

Triestina - aż 26 sezonów w Serie A, aczkolwiek ostatni dość dawno, bo w 1959 roku. Całe lata 30-te spędzili wśród najlepszych drużyn kraju, a ich rekor-dem była szósta lokata u finiszu uzyska-na w roku 1936 roku. Dzisiaj ten klub z

nadadriatyckiego miasta bliskiego Sło-wenii i Chorwacji egzystuje wśród czwartoligowców.

Messina – w Serie A zanotowała cztery sezony (1964/1965 oraz lata 2004-2007). Ich wymarzoną kampanią była ta z lat 2004-2005. Wówczas Serie A za-kończyli jako siódma drużyna i otarli się o awans do Pucharu UEFA. Choć wy-trzymali jeszcze dwa sezony wśród naj-lepszych, to z biegiem czasu stopniowo wracali do szarej strefy. W 2014 ze względu bankructwa musieli zostać reaktywowani, a obecnie tkwią w Lega Pro – grupie C trzymając w sercach płonne nadzieje na poprawę swojego losu.

Alex Pikos

Page 36: Forza Italia #3

U.S Sassuolo Calcio, a właściwie Unione Sportiva Sassuolo Calcio to niewielki klub znajdujący się w miej-scowości Sassuolo w regionie Emilia-Romania. Klub, który w sezonie 2013/14 awansował do Serie A, a minione rozgrywki zakończył na historycznym 6 miejscu w tabeli, dzięki czemu powalczy w eliminacjach Ligi Europy.

Popularnym "Neroverdim" nie udało by się tego osiągnąć gdyby nie tacy piłkarze jak Domenico Berardi, Nicola Sansone czy Gregoire Defrel. Nie można oczywi-ście pominąć Francesco Acerbiego czy Sime Vrsaljko, którzy również mieli wiel-ki wkład w ten historyczny sukces.

Wszystkim tym zawodnikom od samego początku pomaga oczywiście jeden z najlepszych włoskich trenerów, Eusebio

Di Francesco. 46-latek, który ma nosa do pozyskiwania mło-

dych utalentowanych piłkarzy i preferuje styl gry, który jest jednym z najładniejszych na wło-skich boiskach. I to wła-śnie dzięki niemu Sassu-olo w ostatnich latach

stało się prawdziwą kuźnią talentów.

Warto wspomnieć, że przed sezo-nem 2015/16 z klubem pożegnali się Simone Zaza, który za 18

milionów euro przeniósł się do Juventusu, Leonardo Pavolet-ti, który w barwach Genui został najlepszym włoskim strzelcem minionej kampa-nii oraz Jasmin Kurtić, który za 3,5 miliona przeniósł się do Atalanty i stał się pod-

stawowym piłkarzem ekipy z Bergamo. Swego czasu piłkarzem "Zielono-Czarnych" był też Antonio Sanabria, 20-letni napastnik rodem z Paragwaju, o którego biją się czołowe kluby Europy na czele z Barceloną czy Leicester City.

Z kolei tego lata z klubem pożegnają się najprawdopodobniej Sime Vrsaljko. Po podpis 24-letniego prawego obrońcy w kolejce ustawiają się m.in. Atletico Ma-dryt czy SSC Napoli. Za wybranego do jedenastki sezonu Vrsaljko, Sassuolo może otrzymać od 15 do 18 milionów euro.

Innymi piłkarzami, którzy mogą opuścić Mapei Stadium – Citta del Tricolore są pół Włosi, pół obcokrajowcy czyli Nicola Sansone, który może wrócić do Niemiec. Urodzony w Monachium 1-krotny re-prezentant Włoch łączony jest m.in. z Schalke 04 Gelsenkirchen. Drugim z nich jest Alfred Duncan, który swego czasu łączony był ze wspomnianą już "Starą Damą". Łakomym kąskiem jest również Francesco Acerbi, który jest brany cho-ciażby pod uwagę jako następca Jeisona Murillo w Interze.

W drużynie zostaną natomiast Domeni-co Berardi, na sprzedaży którego "Ne-roverdi" mogli rozbić bank oraz Gregoire Defrel, który w swoim debiutanckim sezonie dla "Sasol" strzelił 7 bramek i

zaliczył 6 asyst. 21-letni Berardi, który wielkimi krokami zbliża się do kadry "Squadra Azzurra" odmówił przenosin do Juventusu oraz wspomnianego Inte-ru, a oferowano za jego usługi 25 milio-nów euro.

Wielkie nadzieje pokładane są również w dwóch 20-letnich defensywnych po-mocnikach, a mianowicie Stefano Sen-sim, który nazywany jest we Włoszech nowym "Andrea Pirlo", a miniony sezon spędził w znanej również ze znakomi-tych wychowanków Cesenie oraz w Luce Mazzitellim, który z kolei błyszczał w barwach Brescii Calcio.

Klub, który jeszcze kilka lat temu grał w trzeciej włoskiej lidze (Serie C), może zatem liczyć latem na zysk od 30 do 40 milionów euro. Pozwoli to skautom Sassuolo na pozyskanie kolejnych młodych pił-karzy, którzy w ciągu naj-bliższych lat mogą stanowić o sile "Neroverdich" i innych drużyn z Serie A oraz na wzmocnienie składu przed walką o europejskie puchary.

Dariusz Zając

Page 37: Forza Italia #3

Mamy dopiero początek XXI wieku, a już mieliśmy okazję oglądać wiele polsko-włoskich pojedynków. Dziś zaj-miemy się tymi właśnie meczami. Postaramy się przedstawić Wam te 16 lat w pigułce. Na sam początek przedsta-wiamy najciekawsze polsko-włoskie mecze.

2015, Florencja; ACF Fiorentina 1:2 Lech Poznań

Na pierwszy ogień zaglądamy do Floren-cji, ubiegły rok. Miejscowa Fiorentina podejmuje mistrza Polski, Lecha Poznań. Kolejorz zalicza najgorszy start w lidze w historii. Przez długi czas nie może wy-brnąć ze strefy spadkowej, ma problem ze strzelaniem goli i wygrywaniem me-czów. Zarząd Lecha zatrudnia Jana Urbana i po jego przyjściu zachodzi zde-cydowana zmiana. Nikt jednak nie ma-rzy o pokonaniu włoskiej drużyny. Przed tym meczem Fiorentina jest bardzo szanowana przez polskich kibiców i zde-cydowanie wystawiana w roli faworyta dla większości ekspertów. Pierwsza po-łowa zaczęła się jednak bardzo nieocze-kiwanie. Kolejorz wyszedł z pełnym sza-cunkiem do Fiorentiny, ale nie przyje-chał się tylko bronić. W drugiej połowie Lech potwierdził świetną grę dwiema

bramkami. W 65 minucie gola strzelił, niedoceniany w Poznaniu, Dawid Kow-nacki, a w 82 minucie prowadzenie dru-żyny ze stolicy Wielkopolski podwyższył Maciej Gajos. Fiorentinie udało się strze-lić, co prawda kontaktowego gola w 90 minucie meczu, uczynił to Giuseppe Rossi, ale było już za późno i komplet punktów pojechał do Poznania.

2010, Turyn; Juventus Turyn 3:3 Lech Poznań

Ponownie opisujemy mecz drużyny z Poznania. Tym razem przeciwnikiem Kolejorza był Juventus. Włoska drużyna nie miała w składzie tylu gwiazd, co obecnie, ale występowali tam tacy pił-karze jak: Del Piero czy Chiellini, których nikomu przedstawiać nie trzeba. Piłka-rze Lecha byli jednak bardzo pozytywnie nastawieni do tego spotkania po zdoby-ciu Mistrzostwa Polski czy wyelimino-waniu w barażach ukraińskiego Dnipro.

Mecz Juventusu z Lechem otwierał roz-grywki w fazie grupowej Ligi Europej-skiej i był to najlepszy mecz w grupie. Juventus stracił bramkę już w 14 minu-cie po rzucie karnym podyktowanym za faul na Sławomirze Peszcze. Gola zdobył Artiom Rudnev, a to był dopiero począ-tek. Nie minęło nawet 20 minut, a Kole-jorz prowadził już 2:0, swojego drugiego gola w tym spotkaniu strzelił Łotysz. Tuż przed przerwą kontaktowego gola strze-lił wspomniany wcześniej Giorgio Chiel-lini. Po pierwszej połowie Lech prowa-dził 2:1. Wynik ten na pewno zadziwiał, ale Kolejorz w tym spotkaniu walczył naprawdę dzielnie. Początek drugiej połowy i Juventus wrócił do gry, a po-nownie bramkę zdobył Chiellini. Wtedy wydało się, że Juventus pójdzie za cio-sem i zniszczy wymęczonego po bardzo intensywnej pierwszej połowie Kolejo-rza. Nic bardziej mylnego: faktem jest jednak, że Juventus objął prowadzenie

Page 38: Forza Italia #3

po golu Del Piero, ale ostatnie słowa należało do grającego mecz życia Rud-neva, który dzięki fenomenalnemu ude-rzeniu z dystansu lewą nogą trafił w samo okienko bramki Manningera. Dla Łotysza to był trzeci gol w tym spotka-niu, a fani poznańskiej Lokomotywy oszaleli z radości. Po tym spotkaniu Rudnev był na celowniku Juventusu, do którego ostatecznie nie trafił, ale na pewno zapisał się w pamięci włoskich fanów.

2003, Rzym; Lazio Rzym 3:3 Wisła

Spotkanie w ramach IV rundy Pucharu Uefa. Na Stadio Olimpico przybywa Wisła Kraków. Lazio naszpikowane gwiazdami i świetnymi piłkarzami (Siniša Mihajlović, Dino Baggio, Dejan Stan-ković, Massimo Oddo czy trener, który doprowadził Atletico do dwóch finałów Ligi Mistrzów - Diego Simeone). Fawory-zowane Lazio jako pierwsze strzela bramkę, co nie dziwi nikogo na stadio-nie. Gola dla Rzymian zdobył Nikola Lazetić, jednak chwilę potem Wiślacy wrócili do gry, a wynik meczu wyrównał Kalu Uche. Wszystko wyglądało na to, że pierwsza połowa zakończy się remisem, ale nic z tego. Gola... samobójczego zdobył Mariusz Jop i Lazio schodziło do szatni z jedno bramkową zaliczką. Po przerwie Wisła miała dwa rzuty karne, które dwukrotnie na bramki zamienił Maciej Żurawski. W 71 minucie meczu gola na 3:3 strzelił Enrico Chiesa i takim wynikiem zakończył się ten mecz. W szeregach Wisły pozostał wielki niedosyt ze względu na przebieg meczu, ale przed pierwszym gwizdkiem remis braliby w ciemno.

2002, Parma; Parma FC 2:1 Wisła Kra-ków

2002, Kraków; Wisła Kraków 2:1, d. 4:1 Parma FC

Czas na dwumecz II rundy Pucharu Uefa 2002/2003, w którym Parma grała z Wisłą. Tak jak to bywa w polsko-włoskich starciach, tak i w tym meczu to drużyna z Półwyspu Apenińskiego była stawiana w roli wyraźnego faworyta. Parma z takimi gwiazdami w składzie,

jak: Nakata, Frey, Ferrari, Donati, Mutu, Brighi miała nie pozostawić Wiśle żad-nych złudzeń. I tak Włosi wygrali pierw-szy mecz 2:1 po golach Donatiego i Mu-tu, a honorową bramkę dla Wisły strzelił niezawodny Maciej Żurawski. Przed rewanżem awans był sprawą otwartą, choć Parma jechała do stolicy Małopol-ski jak po swoje. I tak w 6 minucie me-czu Włosi wyszli na prowadzenie dzięki bramce strzelonej przez Adriano, ale potem strzelał już tylko Wisła: wyrów-nującego gola w 71 minucie strzelił Ka-mil Kosowski, zaś 9 minut potem pro-wadzenie Wiślakom dał Maciej Żuraw-ski, który okazał się być katem Parmy. Wynik 2:1 w regulaminowym czasie gry oznaczał dogrywkę. I tak w 94 minucie Wisła była jedną nogą w dalszej fazie rozgrywek, a swoją trzecią bramkę w tym dwumeczu zdobył Maciej Żurawski, który stał się bohaterem. Potem w 107 minucie Wisła za sprawą Daniela Dubic-kiego podwyższyła wynik spotkania na 4:1 i przekreśliła nadzieje Parmy na awans.

2009, Poznań; Lech Poznań 2:2 Udinese Calcio

2009, Udine; Udinese Calcio 2:1 Lech Poznań

Wielka śnieżyca w Poznaniu i -15 stopni na termometrach nie przeszkodził w rozegraniu meczu w ramach 1/16 finału Pucharu Uefa. Jedno z niewielu spotkań,

w którym nie było wyraźnego faworyta. W porównaniu z innymi meczami, Le-chowi dawano duże szanse. Pierwsza połowa skończyła się bezbramkowym remisem, chociaż oba zespoły miały swoje szanse. Początek drugiej połowy należał do gości z Udine: najpierw gola strzelił Quagliarella, a potem nabity został Manuel Arboleda i Lech przegry-wał 2:0. Kibice pogodzeni już z porażką i zadowoleni z i tak dobrego wyniku w kontekście całego sezonu zwątpili w awans, jednak końcówka spotkania należała do Lecha. Gola kontaktowego strzelił Hernan Rengifo, a za gola samo-bójczego zrehabilitował się Arboleda, który tym razem trafił do odpowiedniej bramki. Po wielkim powrocie w pierw-szym meczu, Lech jedzie z nadziejami na awans. Kibice z Poznania mieli powód do radości już w 12 minucie meczu, gdy Kolejorz wyszedł na prowadzenie dzięki bramce Rengifo. Potem było już niestety tylko gorzej, w 57 minucie wyrównał Simone Pepe. Po zmienieniu formuły o bramkach strzelonych na wyjeździe Kolejorz nie miał czego bronić, bo i tak ten wynik nie dałby im awansu. I tak w 90 minucie Udinese skorzystało z błędu Marcina Kikuta i wykorzystało kontrę. Gola na 2:1 strzeliła legenda Udinese, Antonio Di Natale i był to koniec marzeń Lecha o awansie.

Bilans w polsko-włoskich meczach w XXI wieku: 3 wygrane polskich klubów, 13 wygranych włoskich klubów, 4 remisy

Spis polsko-włoskich meczów w XXI wieku: Fiorentina 1:2 Lech Poznań; Lech Poznań 0:2 Fiorentina; Ruch Chorzów 0:3 Inter; Inter 4:1 Ruch Chorzów; Inter 2:0 Wisła Kraków; Wisła Kraków 1:0 Inter; Juventus 3:3 Lech Poznań; Lech Poznań 1:1 Juventus; Lazio 3:3 Wisła Kraków; Wisła Kraków 1:2 Lazio; Lazio 1:0 Legia Warszawa; Legia Warszawa 0:2 Lazio; Parma 2:1 Wisła Kraków; Wi-sła Kraków 4:1 Parma; Legia Warszawa 0:2 Napoli; Napoli 5:2 Legia Warszawa; Polonia Warszawa 0:1 Udinese; Udinese 2:0 Polonia Warszawa; Lech Poznań 2:2 Udinese; Udinese 2:1 Lech Poznań.

Marcin Ostrowski|AS Roma Poland

Page 39: Forza Italia #3
Page 40: Forza Italia #3